2.07.2014

Kiedy zgasło słońce - Chapter 3




And If the night is burning
I will cover my eyes
For If the dark returns
Then my brothers will die
Ed Sheeran - I see fire


Leżałam na zielonej, wciąż mokrej od rosy trawie. Niebo nade mną było niemożliwie błękitne. I takie piękne... Słońce przebijające się przez liście drzew, przyjemnie ogrzewało moją twarz, ramiona i nogi.
Zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą. Mogłabym tak leżeć godzinami, wsłuchując się w śpiew ptaków i odgłosy otaczającego mnie lasu. Jednak nagle to wszystko ucichło, a świergotanie ptaków zamieniło się w głuchy trzask.
Gdy z powrotem otworzyłam oczy, ze zdziwieniem stwierdziłam, że przed chwilą czyste niebo spowiły ciemne, prawie czarne chmury.
Przez chwilę leżałam w miejscu nie mogąc się ruszyć, aż dotarł do mnie nieznośny swąd, od którego łzawiły mi oczy i drapało w gardle. Skądś znałam ten zapach. To uczucie. Tylko skąd?
Powoli podźwignęłam się na nogi i rozejrzałam dookoła. Trawa pod moimi stopami pożółkła i wyschła przekształcając się w miliony małych igieł. W niebo wznosiły się ogromne chmury czarnego dymu. Wszystkie drzewa wokół pożerał ogień. Był wszędzie. Palił liście i zwęglał gałęzie z korą. Czułam jego ciepło na swojej skórze. Dym powoli wypełniał moje płuca.

Chciałam odgarnąć z twarzy kosmyki włosów zwianych tam przez ciepłe podmuchy wiatru, ale gdy podniosłam rękę, na skórze poczułam coś lepkiego. Całe moje ręce pokrywała czerwono-bordowa, gęsta ciecz.
Krew.
Ale nie była moja. Byłam tego pewna. Jakby to było oczywiste. Ale jeżeli krew na moich rękach nie należała do mnie, to do kogo?
Miałam ochotę krzyczeć. Wezwać pomoc. Kogokolwiek. Ale kiedy otwierałam usta, do moich płuc dostawało się tylko więcej trującego dymu i krzyk zamieniał się w kaszel.
Chciałam uciekać. Biec przed siebie, jak najdalej od tego wszystkiego. Nie wiedziałam tylko w którą stronę. Zewsząd atakowały mnie płomienie.
Rozglądałam się nerwowo szukając drogi pomiędzy palącymi językami ognia jednak mój wzrok przyciągnęło lustro oparte o jeden z konarów. W złotej, ozdobnej ramie odbijały się pomarańczowo-żółte iskry wydostające się spomiędzy kłębów dymu.
Sama nie wiedząc czemu, ruszyłam w jego stronę. Zbliżałam się do zwierciadła na sztywnych nogach, jakby coś mnie do niego ciągnęło.
Wreszcie ujrzałam swoje odbicie. Choć nie był to zbyt miły widok. Na brudnej twarzy tańczyły cienie otaczającego mnie ognia. Bordowo-brązowe włosy przykleiły się do spoconych ramion, szyi i czoła. Biała, letnia sukienka poczerwieniała tak samo, jak moja, wcześniej jasna, skóra. Małe i większe plamy rozsiane na materiale były jak kwiaty na łące, na której wcześniej leżałam.
Nagle osoba po drugiej stronie lustra uśmiechnęła się. Wyszczerzyła swoje białe zęby w kpiącym grymasie. Ale to nie byłam ja. To nie mogłam być ja. W oczach tej dziewczyny widziałam czystą satysfakcję, zarozumiałość, arogancję.
Czy to byłam ja? Taka właśnie jestem?
-To twoje przeznaczenie – powiedziała nie odrywając ode mnie zimnego spojrzenia szarych oczu.

Obudził mnie mój własny krzyk. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że krzyczę, dopóki światło w pokoju się nie zapaliło. Siedziałam wyprostowana na łóżku, a Joy i Mara wlepiały we mnie lekko zaspane i przestraszone spojrzenia. Niełatwo udało mi się je przekonać, że to był tylko zły sen i nie ma się czym przejmować, ale w końcu ustąpiły. Szkoda, że ja nie mogłam uwierzyć w to z taką samą łatwością.
Ten sen był tak rzeczywisty. Miałam już koszmary większe i mniejsze, ale jeszcze żaden, aż tak mnie nie przeraził. Niby nic takiego, a jednak czułam, że coś się za tym kryje.
Moje przeznaczenie... O co w tym chodziło? I te zimne, pozbawione jakichkolwiek pozytywnych uczuć oczy. Gdy tylko starałam się z powrotem zasnąć, one wracały. Wracał cały sen. Odtwarzałam go raz, po raz w myślach i analizowałam każdy, choćby najmniejszy obraz. Chciałam wiedzieć, co on oznacza. Nie od dziś wiedziałam, że w tym domu nic nie dzieje się bez przyczyny. I właśnie tego najbardziej się obawiałam.
Nie mogąc dłużej wytrzymać natłoku myśli, wstałam i zaczęłam szykować się do szkoły. Nie było jeszcze nawet siódmej, ale musiałam się czymś zająć. Oderwać się od tego snu. Zepchnąć go na boczny tor. A szkoła i lekcje był najlepszym z możliwych rozwiązań.
W łazience ubrałam się w mundurek, opłukałam twarz zimną wodą i zabrałam za robienie makijażu. Musiałam się trochę natrudzić, by ukryć efekty nieprzespanych godzin, ale w końcowym efekcie wyglądałam nawet znośnie.
Schodząc do jadalni modliłam się w myślach, aby nikogo nie spotkać. Byłam wykończona i nie miałam siły na głupie komentarze, rozmowy czy żarty. Oczywiście jak zwykle, cały świat był przeciwko mnie. W kuchni siedział ten nowy. Gorzej już trafić nie mogłam. Nie dość, że jego głupia, amerykańska gęba była chyba stworzona do ciągłego gadania, to jeszcze za główny cel obrał sobie denerwowanie mnie.
- WOW. Wyglądasz okropnie – powiedział, gdy tylko zobaczył mnie w progu. Jakbym o tym nie wiedziała.
- Źle spałam, więc lepiej mnie nie denerwuj – ostrzegłam, choć byłam przekonana, że i tak mnie nie posłucha. Choć przynajmniej nie będzie mógł powiedzieć, że nie ostrzegałam.
Jakby się nad tym zastanowić, to sama do końca nie wiedziałam, co w nim tak bardzo mnie irytuje. Nie był najbrzydszy. W sumie, to w pewien sposób, nawet podobały mi się jego brązowe oczy. A może ja po prostu mam słabość do tego koloru? Ale był obrzydliwie arogancki i pewny siebie. Całe życie traktował jak jedną wielką imprezę. Robił dosłownie wszystko, żeby mnie zirytować. Bawiła go, moja złość. No i główny powód mojej niechęci: odkąd przyjechał, jakieś dwa tygodnie wcześniej, poderwał już ze dwanaście dziewczyn ze szkoły. Nienawidzę takich ludzi. Nie mówię, że ma sobie wybrać jedną, i trzymać się jej do końca życia, ale to, co on robił było... obrzydliwe. I poniżające dla tych dziewczyn. Choć w sumie, jeżeli dały się nabrać, na jego słodkie słówka, to chyba zasłużyły.
- Jeżeli cię to pocieszy, Gaduło, to ja też się dziś nie wyspałem.
No. I jeszcze to. „Gaduło”. Nazwał mnie tak praktycznie w tym samym momencie, w którym mnie zobaczył i uczepił się tego cholernego przezwiska jak rzep psiego ogona.
- Masz rację, od razu mi lepiej – odpowiedziałam przewracając oczami, na co on tylko wzruszył ramionami i głupio się uśmiechnął – I nie nazywaj mnie tak. Ja wcale dużo nie gadam. Nie pomyślałeś na przykład, że w tej twojej malutkiej główce, moje słowa wydają się tak niezrozumiałe, że uroiło ci się, że musi ich być znacznie, znacznie więcej. Bo przecież twoje ogromne ego nie przyjmuje do wiadomości faktu, że z czymś sobie nie radzisz.
Widząc minę Millera zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
Dobra, może i tym razem powiedziałam trochę za dużo, ale to niczego nie dowodzi. To przezwisko jest zupełnie nieadekwatne do mojego charakteru.
Nagle odechciało mi się jeść. Bez słowa wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia z domu.

Kolejny ciepły dzień. Mimo wczesnej pory słońce grzało już niemiłosiernie. Miałam powoli dosyć tej pogody. No bo ile można? Nawet w nocy było gorąco. Nie potrafiłam się uczyć w takich warunkach.
Ruszyłam powoli ścieżką w stronę szkoły. Miałam jeszcze mnóstwo czasu i byłam trochę głodna, ale o powrocie do domu nie było mowy. Za bardzo wkurzył mnie ten idiota. Nie miałam więc większego wyboru.
Mój wzrok przykuł ruch przy murze ogradzający  akademik. Przyśpieszyłam kroku chcąc zobaczyć, kto się tam chowa. Już po kilku sekundach stałam na głównej drodze prowadzącej do szkoły. Na ławce, sztywno siedział wysoki brunet w granatowej marynarce. Wpatrywał się w swoje dłonie, które wybijały jakiś rytm na jego kolanach. Miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam. Ale dlaczego?
Zrobiłam krok w stronę mężczyzny, zwracając na siebie jego uwagę. Podniósł głowę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. W tak znajomym mi uśmiechu.
- Pan Winkler?
Co tu robił nasz były nauczyciel? Ostatni raz widzieliśmy go... kiedy eksperyment Victora się nie udał. Myślałam, że wyjechał. Wszyscy tak myśleli. Ale wyglądało na to, że wrócił. I całkiem dobrze się trzymał.
- Witaj Patricio – odpowiedział wciąż się uśmiechając.
Usiadłam obok niego na ławce. Sama nie widziałam dlaczego. Bardzo lubiłam go jako nauczyciela, a potem on przeszedł na stronę Victora. „To skomplikowane” mówił, ale mimo to, czułam się, jakby mnie zdradził. Jakbym straciła jednego z przyjaciół. Już nie mogłam mu ufać. Stał się wrogiem. Chciał poświęcić życie moje, Joy i reszty. I wtedy zniknął. Podczas balu widziałam go po raz ostatni. Chciał mi wszystko wytłumaczyć. Ale ja nie chciałam słuchać. Nie miało znaczenia, co by powiedział, nie wybaczyłabym mu tego. A teraz był tu. Siedział przede mną, przyglądał mi się. Tymi brązowymi oczami... tak hipnotyzującymi. I czułam, jakbym już mu wszystko wybaczyła. A to co się stało, wydarzyło się bardzo dawno temu.
- Co pan tu robi? - spytałam odwracając wzrok. Próbowałam patrzeć na coś za Jasonem. Na trawę. Na drzewa. Na ptaki. Na wszystko, byleby tylko znów nie musieć spojrzeć w jego oczy. Bo pod maską pięknego brązu, był smutek i strach. Nie było tego widać po jego uśmiechu, ale w oczach można to było dojrzeć od razu. Żałował. Nie wiem czego, ale tak było.
- Przechodziłem tędy. Postanowiłem chwilę odpocząć.
- Przy akademiku? To chyba nielegalne.
Uśmiechałam się. Nie mogłam przestać. Cieszyłam się, że go widzę. Mimo wszystko.
Winkler zaśmiał się i rozsiadł wygodniej na ławce. Wciąż jednak był spięty. Przeze mnie? Przez to, że tu jestem?
- Jak zawsze skora do żartów - skomentował. To jednak nie była prawda. Ostatnie, czego teraz chciałam to żarty. Przestałam się uśmiechać. Byłam poważna. Bo tego wymagała ode mnie sytuacja. Musiałam pamiętać, że nie jestem tylko uczennicą. Jestem też członkiem Sibuny. I tak muszę się zachowywać.
- Dlaczego przyszedłeś? Poza Victorem, nie masz czego szukać w tym domu - Na te słowa on również spoważniał. – Więc dlaczego tu jesteś?
Wiedziałam, dlaczego w zeszłym roku zrobił to, co zrobił. Ale to niczego nie zmieniało. Mogliśmy umrzeć. Wszyscy. Nie sądzę, żeby o tym wiedział, ale... No właśnie. Ale co? Czy gdyby wiedział, zdecydowałby inaczej? Jaką mogę mieć pewność? Prawda była taka, że ja chciałam być na niego zła. Wymyślałam sobie coraz więcej powodów, dla których mogłabym uważać go za wroga. Chciałam być na niego zła, bo mnie zdradził. Bo wybrał Victora. Bo myślał o sobie. Ale nie mogłam. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale nie mogłam się na niego wściekać. Uważać go za wroga. Nie miałam przecież pewności, czy na jego miejscu, nie zachowałabym się tak samo.
- Przyszedłem zobaczyć się z tobą. Pogadać. Sprawdzić jak się czujesz. Może wyjaśnić parę...
- Dlaczego porzucił pan pracę? Myślałam, że lubił pan tę szkołę - przerwałam mu nie mogąc wytrzymać. Chciałam znać odpowiedź, choć na inne pytanie. Chciałam wiedzieć, czemu opuścił szkołę, ale przede wszystkim, czemu opuścił mnie?
- Nie mogłem tu zostać. Nie po tym, co się wydarzyło. Zżerało mnie poczucie winy. Chyba uznałem, że uciekając od tego miejsca, ucieknę też od tego, co zrobiłem. A raczej, co chciałem zrobić.
- A jednak jest pan tutaj.
- Tak. Bo jednak nie wszystko jest tak proste jak myślałem. Ale mam nadzieję, że to już ostatni raz kiedy tu jestem.
Odwróciłam wzrok, by przemyśleć jego słowa. Dla mnie, powrót też nie był prosty. Poza szczęściem, wszędzie prześladowały mnie również wspomnienia zeszłego roku. Wchodząc po schodach nie widziałam już licznych upadków i kawałów Alfiego, tylko skrytkę pod jednym ze stopni, gdzie są schowane niektóre z zapisków Niny związanych z Sibuną. Cały dom był naznaczony piętnem Sibuny.
Następną myślą, były słowa Winklera. „ostatni raz, kiedy tu jestem”. Czyli już nigdy go nie zobaczę? To miał na myśli?
- Patricio?
Znów na niego spojrzałam. Na jego bladej twarzy malowało się  zmartwienie i niepewność. Wargi zaciskał w jedną, wąską linię, a na czole pojawiło się kilka poziomych zmarszczek. Zastanawiał się. Ale nad czym?
- Widzisz, Patricio – zaczął powoli, jakby bał się wypowiadać kolejne słowa – mój przyjazd tu jest … - znów się zamyślił, szukając odpowiednich słów. – skokiem na głęboką wodę. Nieodpowiedzialny, niebezpieczny. Nieprzemyślany. Ale czasem po prostu czujesz, że musisz coś zrobić. Nie martwisz się o konsekwencje. Po prostu to robisz. Właśnie dlatego tu przyjechałem. Żeby skoczyć na główkę na głęboką wodę ze skalnego urwiska.
- Jeżeli ma się na coś ochotę, powinno się to zrobić. Takie jest moje zdanie.
Jason uśmiechnął się, jakby to, co powiedziałam, jakoś strasznie go rozbawiło. Czasem naprawdę go nie rozumiałam. Raz był zabawny, otwarty, nie sposób było z nim nie porozmawiać, a chwilę później zachowywał się, jakby musiał dokładnie myśleć nad każdym wypowiedzianym słowem. Było to strasznie irytujące, choć wydaje mi się, że nikt poza mną tego nie zauważał.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Pan Winkler przyglądał mi się, a ja obserwowałam uważnie każdy jego ruch. W końcu spuścił wzrok i odchrząknął próbując przełamać ciszę. Zaczynało mnie to wszystko irytować. Te podchody. On coś mówi, ja coś mówię i cisza. Znowu on coś mówi, ja odpowiadam i znów zapada cisza. Ile można? Już miałam wstać i odejść, kiedy nasz były nauczyciel znów się odezwał.
- Kto was teraz uczy?
- Na prawdę chcesz teraz rozmawiać o szkole?
- Nie. Masz rację nie chcę – przyznał i nieznacznie się przysunął.
Znów spojrzałam mu w oczy. W te czekoladowe, inteligentne, wesołe oczy. I utonęłam w nich. Nie mogłam odwrócić od nich wzroku. Nie potrafiłam ułożyć w głowie niczego, co mogłoby mnie teraz ruszyć z miejsca. Wiedziałam, że tak będzie. Zawsze tak na mnie działał. Od pierwszego dnia. I codziennie wpadałam w tą samą pułapkę. Za każdym razem.
Jason zbliżył się jeszcze trochę. Wiedziałam, co chce zrobić. I nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam mu na to pozwolić. I nagle dotarło do mnie, że myślałam o tym od dawna. Od zeszłego roku. Nawet podczas balu. To właśnie dlatego, tak bardzo zabolało mnie, kiedy zrobił to, co zrobił. Ale to przecież było niedorzeczne. On był moim nauczyciele. Przeszedł na stronę Victora. Był gotów poświęcić mnie i moich przyjaciół dla nieśmiertelności. Był...
I nagle wszystko zniknęło. Nie było zeszłego roku. Nie było Victoria. Tajemnic. Sibuny. Był tylko on, nie nauczyciel, on – Jason Winkler, i ja. Nasze usta złączone w jednym, długim pocałunku. Nic więcej. I nikt więcej.



←     


No dobra... Jak pisałam ten rozdział, to po prostu... zakochałam się w nim. I nadal strasznie mi się podoba. Pamiętam, że gdy oglądałam pierwszy sezon, wydawało mi się, że Pat i Winkler powinni być razem. Nie mam pojęcia czemu. Chciałam tę myśl wykorzystać jeszcze na starym blogu, ale jakoś się nie złożyło... A tutaj to pasuje idealnie :D A tak organizacyjnie: potrzebny nam szablon na bloga. Jeżeli macie jakieś propozycje, możecie podsyłać na mojego maila, bo dziewczyny już chyba męczy moje marudzenia na ten temat. Poza tym, odeszła od nas Incredible. Wciąż mam nadzieję, że wróci, ale nie zmienia to faktu, że potrzebujemy kogoś nowego. Ktoś chętny? I nie chcę widzieć komentarzy typu "ja bym się zgłosiła, ale w porównaniu z wami nie umiem pisać". Każdy potrafi pisać, potrzeba tylko trochę praktyki :) Do napisania 。◕‿◕。

12 komentarzy:

  1. Ja bym się z miłą chęcią zgłosiła, ale jeszcze do końca nie jestem pewna ; P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki rozdział *.* No, tego się nie spodziewałam :)
    Czy ty naprawdę musisz robić wszystkim na złość i łączyć Pat z kimś innym? Musisz? Naprawdę? No to trudno. Przynajmniej będzie jakiś dreszczyk i wyczekiwanie:" A może w następnym?". "Nie dość, że jego głupia, amerykańska gęba była chyba stworzona do ciągłego gadania, to jeszcze za główny cel obrał sobie denerwowanie mnie."- uwielbiam :3
    Nie będę rozwodzić się już nad twoim talentem pisarskim. Jak zwykle- bardzo dobrze napisane, widać że nie lekceważysz czytelników bo nie ma błędów ortograficznych ani gramatycznych( choć mogę się mylić- z gramatyki nie jestem zbyt dobra).
    Co do współpracy- muszę się zastanowić. Jak już kiedyś pisałam- mam pewien pomysł, ale niedopracowany. Jeżeli mi się coś uda napisać, chodź z moją weną to wątpliwe to ci podeślę. Nie chcę ci, ani pozostałym dziewczynom sprawiać problemu, że dołączam się, wstawiam jedną czy 2 części, a potem odchodzę bo nie mam pomysłu.
    A i dziękuje za miejsce w "Polecani" :3 Jestem wdzięczna :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam irytować innych... może to dlatego ?? Albo nie chcę być zbyt przewidywalna??
      Ja tam bardziej wolę ten tekst o skakaniu na głęboką wodę :D Ale to też jest niezłe :P
      Dziś się zastanawiałam nad tym, jak piszę... i doszłam do wniosku że w pewien sposób, mój styl pisania przypomina styl z książki, którą aktualnie czytam :)

      Usuń
  3. Wow.... Witam , witam ; D Co do rozdziału hm.. Nie wiem co mam powiedzieć ;-;
    Dopatrzyłam się kilku błędów interpunkcyjnych jak i ortograficznych , no ale cóż. Sama jestem w tym beznadziejna , więc to tak w zasadzie nic ; D
    W niektórych zdaniach zauważyłam kilka powtórzeń. Nie jest to jakiś nie wiadomo jaki błąd , ale głupio to wygląda, np. tutaj : "Musiałam się trochę natrudzić, by ukryć efekty nieprzespanych godzin, ale w końcowym efekcie wyglądałam nawet znośnie." rozumiesz o co mi chodzi ? Efekty , efekty... W sumie to błahostka , no ,ale gdyby zastąpić to słowo innym ,byłoby idealnie; 3
    Jeeeeju.. Brawo , brawo no i jeszcze raz brawo za pomysłowość. Końcówka jest po prostu cvhnfdmfj *o*
    Tego bym się nie spodziewała , ale w sumie takie połączenie.. Bardzo mi się to spodobało. Gdyby on był młodszy to.. Hhahaha ; D
    Eddie ty idioto *^* I tak cię kocham.
    Ten sen to już wgl vnhgfndmf *o* Niczym prolog... *u*
    Czekam na ciąg dalszy romansów między nimi : D Bo mam nadzieję ,że takowe nastąpią :3
    Hm.. Czy wrócę ? Wątpię. Choć wszystko jest w życiu możliwe..
    Poza tym no cóż. Jestem zdenerwowana powyższym komentarzem. Chyba nie powinnam.
    Ale strasznie mnie wkurzył. Tak jakby słowa jego autorki były kompletnie wcelowane we mnie. Lub w pewien sposób. Więc będę okrutna i stwierdzę ,że jeśli ona byłaby w załodze , to ja na pewno nie należałabym już potem do niej. Nie miałabym ochoty być na blogu z taką osobą. Przepraszam. Może mi się tylko wydaje , no ale cóż.. Nie sądzę.
    Piszesz zajebiście Klaudio; * Czekam na next'a od ciebie i dziewczyn <3
    Weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie było wycelowane w cb :) to było moje przemyślenie po prostu. Nie czytałam twojej historii, gdyż nie lubię Mary. Naprawdę nic do cb nie mam i pisząc to, gdzieś na sumieniu czułam, że możesz to skierować do siebie. Po prostu nie chcę takiej sytuacji, bo teraz mam problem aby napisać coś na swoim blogu i boję się, że tu może się to powtórzyć. Pomysł jest, a potem nagle pustka.
      Jeszcze raz przepraszam jeżeli cię uraziłam. Na przyszłość będę bardziej uważać na słowa.

      Usuń
    2. Och może to i ja przesadziłam. Po prostu no nie wiem. Zrozumiałam to tak jakby chodziło o mnie.
      Cieszę się jednak , że no ten.. xD
      Po prostu ja również przepraszam. No i za te moje słowa. Nie powinnam. Ale zrozum mnie , eh..
      Mam nadzieję ,że już nie długo zobaczę twoją historię na tym blogu ;3 Gdybyśmy chodziły do jednej szkoły i się znały to na pewno po takim czymś zaprosiłabym cię na pizzę xD
      No dobra.. To jeszcze raz sorry *^* Piszesz świetnie i myślę ,że pasowałabyś idealnie do tego bloga ;3

      Usuń
    3. Łucyjo... Dałaś mi najlepszy komentarze ever :D Napisałaś, co zrobiłam źle... Jestem taka dumna TT^TT
      Naprawdę nikt wcześniej nie pomyślał, żeby spiknąć Pat z Winklerem? Na prawdę ?!
      Strasznie podobał mi się ten pomysł na sen... Ale i tak nie jest aż tak dobrze opisany jak bym chciała... :c

      Ja tam się upieram przy tym, że po wakacjach wrócisz z masą pomysłów :D

      Usuń
    4. Nie, nie przesadziłaś. Mogłaś się obrazić, bo to zabrzmiało tak jakby było wcelowane w ciebie. Na szczęście ja jestem pokojową dziewczyną i nie lubię się kłócić. Wyznaję zasadę: jeżeli ci się nie podoba- nie czytaj, nie wchodź i nie rań nikogo swoją opinią, bo być może ona jest błędna, albo pisz ją tak, aby wytknąć błędy, a nie obrażać. Długie, ale skuteczne :D
      Nie piszę genialnie, serio :D znam lepsze pisarki i twoja opowieść zapowiadała się nieźle, ale moja niechęć do Mary zwyciężyła. Wybacz :*
      Wpadaj do Łowicza :D Chętnie na pizzę pójdę ;P
      Ja też jeszcze raz przepraszam :*

      Usuń
    5. Hhahahaha ; D Uczę się od ciebie ; * No serio! Nikt na to jeszcze nie wpadł ,dlatego jestem pod wielkim wrażeniem ! Sama bym takiego czegoś nie wymyśliła xD
      Sen ? Uważam ,że wyszedł ci bardzo dobrze ! *^*
      Hm...Nooo nie byłabym tego taka pewna. Jak już wpadnie mi w miarę porządny pomysł do głowy to najzwyczajniej w świecie nie umiem jego ubrać w słowa. Nie umiem dobrze jego przelać na kartkę... No i wychodzi tak jak wychodzi , czyli beznadziejnie : /
      -------------------------------------------------------------------------------------------------

      Hhahahaah super zasada *u* Ja uważam ,że piszesz i tyle : 3
      Jak można mojej Marusi nie lubić ? : d Nie no.. jakoś tak wyszło ,że piszę ,a raczej pisałam o niej xD
      Uznałam ,że do mojego pomysłu pasuje albo ona , albo Joy. No i padło na nią : / Przypadek ; p
      Hm..Z Gdańska do Łowicza trochę drogi jest , ale myślę ,że kiedyś da się to zrobić ; p

      Usuń
  4. Calkiem ciekawy ale malo o szkole ttlko rozmowa z tym winklerem

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja mam spóźniony zapłon i skomentuje ostatnia xd
    Również zakochałam się w tym opowiadaniu! *.*
    Nie ma to jak powspominać, nieprawdaż? ;3
    Genialny blog!
    A co do szablonu to nie mam pomysłów ;/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy