18.05.2014

Kiedy zgasło słońce - Chapter 2



I'll say it again
I want my massege read clear
I'll show you the way, the way I'm going
30 Second to Mars - Capricorn


- Trzy dni - powtarzał w kółko dyrektor krążąc po swoim gabinecie. Nagle przystanął i spojrzał na mnie spod tych swoich krzaczastych brwi. W jego oczach widoczny był gniew, a może nawet wściekłość. Świdrował mnie spojrzeniem co najmniej w taki sposób, jakby to mgło coś zmienić. Choć oczywiście w tej sytuacji, nie powinno mi być do śmiechu - Minęły trzy cholerne dni od rozpoczęcia roku, a ty jesteś tu po raz dwunasty - wziął kilka głębszych wdechów, po czym już nieco spokojniej usiadł po drugiej stronie wielkiego, ciemno brązowego biurka, które zajmowało prawie całe miejsce w małym pokoiku.
Fakt. Od rozpoczęcia roku, zdarzyło mi się już kilka razy siedzieć na tym niewygodnym krzesełku w gabinecie, ale to przecież nie była moja wina. A przynajmniej nie do końca. Choć oczywiście grono pedagogiczne ma inne zdanie na ten temat. A prawda była taka, że gdyby Ci wszyscy nauczyciele nie byli takimi zgredami, nieznoszącymi jakiegokolwiek objawu dobrej zabawy, dałbym im spokój. Ograniczyłbym moje standardowe kawały do jednego, dwóch w miesiącu i wszyscy byliby zadowoleni. Ale skoro wszyscy są sztywni, jakby mieli deskę w gaciach, to co ja mogę poradzić?
- To chyba lekka przesada, Eddie.

Dyrektor – Dr. Albert King – jak zawsze, z trochę już siwymi, ulizanymi włosami, w szarym garniturze i z krawatem w jakiś idiotyczny wzorek. Dziś była to czerwono-zielona krata. Siedział z opartymi o blat łokciami wbijając we mnie to swoje, jak mu się zdawało, mordercze spojrzenie mysich oczu. Niestety po licznych spotkaniach w jego gabinecie, jego najróżniejsze groźby przestały na mnie robić wrażenie.
Nie zmieniało to faktu, że był jedynym nauczycielem, którego lubiłem w całej tej głupiej szkole. Niczym nie różnił się od innych. Był tak samo sztywny, miał takie same, głupie powiedzonka. Mimo to jednak był dla mnie, w pewien sposób, ojcem.
Nie sypiał z moją matką. Broń Boże. Chyba bym się zrzygał...
Ale Pan King zawsze był przy mnie i przy mamie. Dbał o nas, opiekował się nami, zwłaszcza, kiedy ona zachorowała. Nigdy nie wiedziałem dlaczego to robił, ale też nigdy mnie to specjalnie nie obchodziło. Był przy nas, kiedy tego potrzebowaliśmy i to się liczyło. Stał się członkiem naszej małej rodziny. W pewien sposób brał udział w wychowywaniu mnie. Co prawda nie wyszło mu to tak, jak tego oczekiwał… Ale to nie jego wina, że opierałem się wszelkim próbom „ustawienia mnie do pionu”.
Często,  zwłaszczaj po kilku piwach, zastanawiałem się, czy gdyby pan K. był moim ojcem (lub gdyby mój ojciec był z nami) było by tak samo? To znaczy… czy byłbym taki sam? W końcu… obecność ojca jest dość istotna przy wychowywaniu syna. Tak mi się wydaje…
- Dlaczego od razu zakłada pan, że to przeze mnie? – spytałem podnosząc się nieznacznie z krzesła.
- Bo to zawsze jest przez Ciebie! – krzyknął, na co ja tylko przewróciłem oczami robiąc kwaśną minę. Trochę chciało mi się śmiać na widok twarzy dyrektora, która z każdą sekundą robiła się coraz bardziej czerwona. No, ale przecież „nie wypada”, bo to poważny moment.
Zawsze to samo. Ja mówię jedno, a on drugie. W ogóle mnie nie słucha. Jakbym mówił do ściany. Jeszcze mi tego brakuje, żeby po przyjściu do domu zrobił mi kolejne kazanie.
- Zrobimy tak – znów zaczął, tym razem nieco spokojniej – Jeżeli w tym tygodniu, zobaczę Cię tu jeszcze jeden raz, wywalę Cię ze szkoły – wytłumaczył i wbił we mnie ciekawskie spojrzenie czekając na moją reakcję. A ja nie byłem pewny jak powinienem zareagować. Czy on mówił serio? Naprawdę miał zamiar mnie wyrzucić? W ogóle może coś takiego zrobić? I dlaczego akurat teraz? Przecież trafiałem tu za gorsze rzeczy. Może to jakiś podstęp?
- Nie możesz tego zrobić…
- Mogę. I zrobię to. Pamiętaj Eddie, ten tydzień. Dwa dni. Tyle chyba wytrzymasz.

Gdy wyszedłem z gabinetu dyrektora, pierwsze co zobaczyłem, to siedzących na parapecie dwójkę moich najlepszych przyjaciół. Starszy ode mnie o rok Joey – wysoki, czarne, zawsze rozczochrane włosy i niewiarygodnie niebieskie oczy – był ze mną odkąd pamiętam. Nie mam bladego pojęcia, jak się poznaliśmy, ale w sumie kto by się tym przejmował? Był tak samo powalony jak ja i za to go uwielbiałem. Jego młodsza siostra – siedemnastoletnia Monica – bogini szkoły. Przynajmniej w moim mniemaniu. Niewysoka, tym razem z burzą oszałamiająco czerwonych włosów i tego samego koloru ustami. Rozmawiali o czymś zawzięcie, ale gdy tylko mnie zobaczyli oboje uśmiechnęli się szeroko i ruszyli w moją stronę. Cieszyłem się, że ich widzę. Chyba dopiero zeszłej nocy wrócili z wakacji. Brakowało mi ich przez tych kilka dni, ale znalazłem sobie jakieś zajęcie… W końcu, nowy rok szkolny, oznacza nowe dziewczyny w młodszych klasach.
Na początku przywitałem się z Monicą. Jak zwykle, krótki, ale intensywny pocałunek w usta. Nie byliśmy parą i z całą pewnością nigdy nie będziemy. Nie chodziło o to, że Joey by mnie zabił. My po prostu nie myśleliśmy o sobie w taki sposób. Pocałunek na powitanie był takim naszym zwyczajem. Nawet nie wiem, kto go zapoczątkował. W każdym razie nie było w tym żadnego większego uczucia czy… czegoś.
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję – oznajmił brunet zwracając tym naszą uwagę. Mimo słów, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech rozbawienia.
- Też się cieszę, że Cię widzę – powiedziałem lekko klepiąc mojego przyjaciela po ramieniu.
- Nie było nas trzy dni, powiedz, jakie są nowe dziewczyny? – cały Joey. On chyba nigdy się nie zmieni. I bardzo dobrze. Takiego go lubiłem najbardziej.
W odpowiedzi tylko uśmiechnąłem się unosząc lekko głowę. Nie potrzebowaliśmy słów.
Po chwili wzrok przeniosłem na siostrę kumpla. Miała pełne, czerwone usta. Wyjęła kolczyk z dolnej wargi i teraz widać było tylko miejsce przekucia. Miała kilka kolczyków w najróżniejszych miejscach. Tylko twarz starała się zostawić całą. Większość kolczyków robiłem jej ja, choć kilka razy zdarzyło się, że robiła to jej kuzynka. W takich wypadkach zazwyczaj byłem zajęty czymś… przyjemniejszym.
Wciąż byłem pod wrażeniem koloru włosów dziewczyny. Choć w sumie, nie powinienem być zdziwiony, na jej głowie można było zobaczyć już całą tęczę.
- Ładnie Ci – powiedziałem chwytając jeden z kosmyków, który wymknął się ze starannie ułożonej fryzury.
Ruda uśmiechnęła się, ale jej wzrok przykuły drzwi za mną.
- Co tam u Alberta? – spytała. Jej głos był jak zwykle delikatny, taki… nieśmiały. Jakby należał do kogoś innego. Był kompletnym zaprzeczeniem jej osobowości.
- Wkurza się, jak zwykle. Niedługo mu przejdzie. – ledwo wypowiedziałem te słowa, jak usłyszałem za sobą, stłumiony przez ściany, wściekły krzyk dyrektora
- Eddie!
Westchnąłem głośno i leniwym krokiem wróciłem do gabinetu.

Do domu wróciłem przed trzecią.
Razem z mamą mieszkaliśmy w jednopiętrowym domku, jakieś pół godziny drogi od mojej szkoły. Nie był duży, ale w zupełności nam wystarczał. W sumie, nawet polubiłem to miejsce. Zawsze marzyłem o wielkim domu z mnóstwem pokoi, nowocześnie umeblowanym i tak dalej, ale gdzieś tam czułem, że w naszym trzypokojowym domku czuję się najlepiej.
Gdy tylko przekroczyłem próg frontowych drzwi, zobaczyłem moją matkę. Chuda, blada z zapadniętymi policzkami i w wiszących na niej ubraniach wyglądała jak duch. Siedziała na kanapie w salonie wpatrując się w trzymane w rękach zdjęcie. Moje zdjęcie z dzieciństwa. I to tak wczesnego, że nic z tego nie pamiętałem. Ale nie to było ważne. Moja matka była coraz słabsza. Jej choroba, pomimo lekarstw i lekarzy, wciąż się pogarszała. Widziałem to. Pomimo, że co rano mówiła, że czuje się o wiele lepiej, ja znałem prawdę. Codziennie widziałem, jak prawie że mdleje przy przygotowywaniu obiadu.
A przecież była taka młoda...
Rzuciłem plecak gdzieś w kąt i usiadłem obok mamy.
Kiedyś, kiedy byłem jeszcze mały, miała długie, lśniące, brązowe włosy. Teraz wyblakły, stały się suche i sztywne jak druty. Jakby nie było w nich już życia.
Ścisnąłem bladą dłoń matki zwracając tym na siebie jej uwagę. Przyłapałem się również na tym, że drugą ręką powoli gładziłem jej plecy. Robiłem to już instynktownie. Uspokajało ją to i w jakiś sposób pomagało zapomnieć o bólu, więc robiłem to jak najczęściej.
Choć przyznaję, że często przez długie godziny krążyłem po mieście, by tylko nie musieć wracać do domu i widzieć matki w takim stanie.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała nagle słabym, zachrypniętym głosem i odłożyła zdjęcie z powrotem na stół.
- O co Ci chodzi?
- W sprawie szkoły - wyjaśniła patrząc mi prosto w oczy. Jedynie one zostały takie jak kiedyś. Ciemno brązowe, żywe.
Nie mogłem nic powiedzieć. Nie wiedziałem co. Nie spodziewałem się, że tak szybko się dowie. Nie zdążyłem nawet tego wszystkiego przemyśleć. Nie wiedziałem co robić.
- Myślałeś, że się nie dowiem? - spytała z wyrzutem. Starałem się na nią nie patrzeć. Wbiłem wzrok w dywan, leżący na środku pokoju i tkwiłem w bezruchu. No bo co miałem powiedzieć? Że jeszcze o tym nie myślałem? Że nie chciałem na razie o tym myśleć. Że sądziłem, że wszystko się jakoś magicznie ułoży?
Bez szans.
Ale musiałem przyznać, że czego bym o tej szkole nie powiedział, to była dla mnie wszystkim. Tam byli wszyscy których znam. Cała moja rodzina. I teraz miałem ich opuścić. To było nie do pomyślenia. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
- Nie chciałem Cię martwić - wymamrotałem w końcu.
- Więc postanowiłeś mi nie mówić? - krzyknęła i aż wstała z kanapy, na której cały czas siedzieliśmy. Zmarszczka na jej czole nieznacznie się pogłębiła dodając mojej rodzicielce kilka lat i upiorny wygląd.
- Nie rozumiem, Eddie. Jesteś już prawie dorosły. Jesteś bystry. Dlaczego nie pokarzesz się nauczycielom z tej lepszej strony? Musisz zawsze robić sobie pod górkę? Prosiłam Cię, abyś w tym roku się uspokoił. Podciągnął oceny. Przecież wiem, że potrafisz to zrobić. Ja...
- To nie była moja wina - zaprotestowałem przerywając matce.
- To nigdy nie jest twoja wina!
Kątem oka zauważyłem, że matka zachwiała się lekko przyciskając rękę do piersi. Momentalnie stanąłem obok niej i pomogłem usiąść. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nasłuchiwałem, jak jej oddech powoli się uspokaja i wraca do dawnego, normalnego rytmu. W końcu mama odchrząknęła, wzięła łyk wody ze szklanki, która leżała na jednym z małych stolików, które stały na dwóch końcach kanapy i wbiła we mnie wzrok swoich czekoladowych oczu.
- Wiesz co, wszystko mi już jedno. Wszystko już załatwiłam. W przyszłym tygodniu jedziesz do nowej szkoły.
Zdziwiłem się trochę, że tak szybko zdołała wszystko pozałatwiać. Z tego co słyszałem, to takie sprawy trwają co najmniej tydzień, a ona załatwiła to w kilka godzin. Ale jak powszechnie wiadomo - Sussan Abigail Miller potrafi czynić cuda. I to chyba był jeden z nich.
Coś w jej słowach mnie jednak niepokoiło. Może ton, a może mina z jaką wypowiedziała  słowa "nowa szkoła"?
- Jadę? To gdzie ona jest? - spytałem lekko się uśmiechając. Nie podobała mi się perspektywa nowej szkoły, ale było w tej sytuacji coś, co mnie śmieszyło.
- W Anglii. To szkoła z internatem.
Anglia...
Internat...
Dwa słowa, które zniszczyły cały mój świat. Jakby był tylko nic nieznaczącym domkiem z kart. Czy ona mówiła serio? Chciała mnie wysłać do szkoły do innego kraju? Ba! Na inny kontynent.
Oszalała?
W pobliżu było mnóstwo szkół. Dlaczego wybrała akurat tę za oceanem? To bez sensu!
- Nie zostawię Cię - zdołałem wykrztusić. Nie mogłem pozbierać w sobie myśli. Utworzyć żadnego konkretnego zdania. I nagle w mojej głowie pojawiła się lampka. "Jak ona sobie beze mnie poradzi?" Choć pewnie nawet to, nic by nie dało. "Pani Miller" potrafi być bardzo uparta.
- To nie ty o tym decydujesz. Udowodniłeś dziś, że jeszcze nie dorosłeś do podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Była zła. Nawet bardzo. Nie miałem już żadnych szans na przekonanie jej. Mogłem powiedzieć cokolwiek, ona nie zmieniłaby decyzji.
- Ale dlaczego Anglia? - westchnąłem
- Jest tam ktoś, komu być może uda się Ciebie wychować.
To był koniec dyskusji. Można powiedzieć, że nie miałem już prawa głosu. Wszystko było już ustalone. Zaplanowane. Wyjeżdżałem do kraju herbaty z mlekiem.

- Będę za tobą tęsknić - oznajmiła Monica wieszając mi się na szyi. Doskonale wiedziałem, że ledwo powstrzymuje łzy. Widziałem to w jej błękitnych oczach, których specjalnie nie zasłoniła czarnymi soczewkami, i które teraz przybrały odcień zimowego nieba. Doskonale wiedziałem, że będzie dzwonić do mnie co najmniej kilka razy dziennie, ale to nie miało większego znaczenia. Ja również za nią tęskniłem. Już wtedy. Trzymając ją w ramionach pośrodku lotniska.
Sam nie wierzyłem, jak szybko zleciało tych kilka dni. Pakowanie się, wspominanie, żegnanie. Nie sądziłem, że tak trudno będzie mi wyjechać z tego miejsca. Zawsze marzyłem, że po skończeniu szkoły się wyprowadzę. Zamieszkam... gdziekolwiek indziej. A tu proszę. Miałem taką okazję i nie mogłem przestać myśleć o tym, że chcę zostać.
- Wrócę szybciej niż myślisz - oznajmiłem i odsunąłem się od dziewczyny.
- Tylko spróbujesz - rzuciła z lekkim uśmiechem moja matka, którą przez cały czas musiał podtrzymywać Albert. Nie wyglądała źle, a przynajmniej nie gorzej niż zazwyczaj. Związała włosy w długi warkocz, nałożyła lekki makijaż, założyła bardziej dopasowane ubrania. Co najmniej, jakbym kończył szkołę. Albo się żenił.
Aż do ostatniej chwili nie wierzyłem, że wyśle mnie do tej głupiej szkoły dla ważniaków. Zdążyłem już sprawdzić wszystko w internecie. Akademik, mundurki, doskonałe stopnie uczniów, wygrane konkursy, nawet olimpiady sportowe. Nie miałem pojęcia, jak mamie udało się mnie tam zapisać. Ale w sumie, co to za różnica? Nie zamierzałem zabawić tam zbyt długo.
Nie rozumiałem, czego moja matka oczekiwała? Że nagle zmienię się w przykładnego ucznia i syna? Że większość dnia będę poświęcał nauce? Że przestanę uciekać z lekcji? Że nagle odkryję, że wykształcenie jest ważniejsze od dziewczyn i dobrej zabawy? Że jedna, głupia szkoła, zrobi ze mnie kogoś kim nie jestem? Niedoczekanie. Nie zamierzałem się zmienić. Lubiłem siebie takim, jakim byłem. A jeżeli ona nie mogła tego zaakceptować... No cóż. Na to nie mogłem już nic poradzić.
Do Anglii jechałem tylko w jednym celu. Aby odkryć, co ukrywa moja mama. A mianowicie, kim jest ten jej znajomy, który załatwił mi miejsce w akademiku. Który ma mnie, rzekomo, wychować. Zawsze wydawało mi się, że znam wszystkich jej znajomych. Wszystkich, z którymi wciąż utrzymywała kontakt. Wszyscy zjechali się, kiedy zachorowała. A ten 'ktoś' albo nic nie wiedział, albo go to nie obchodziło. Oczywiście moja rodzicielka postanowiła mi nic nie mówić bo "To nie jest teraz ważne." Skoro nie chce, nie będę naciskał, ale odkryję prawdę. Z jej pomocą, lub bez niej.

Kiedy dotarłem pod szkołę, było już po piętnastej. Przynajmniej według moich obliczeń. Podczas jazdy taksówką niestety nie zdążyłem zmienić ustawień w mojej komórce.
Pomimo godziny, wokół wciąż kręciło się pełno uczniów. Starszych i młodszych, a wszyscy ubrani byli w te same, obrzydliwe mundurki. Na sam widok tego stroju robiło mi się niedobrze, ale zdawałem sobie sprawę, że zawsze mogło być gorzej. W gruncie rzeczy bordowy i granatowy, nie wyglądają razem tak źle. A przynajmniej nie gorzej niż beż i błękit, podstawowe kolory szkoły, obok której przechodziłem idąc do Monici i Joey'a.
Idąc w stronę wskazanego mi akademika dostrzegłem jeden plus tej szkoły. Wszędzie aż roiło się od dziewczyn. Na prawdę ładnych dziewczyn. Ten jeden szczególik powinien umilić mi pobyt tutaj. W końcu, żadna z nich mnie nie zna. Kultura wymaga, bym się przedstawił. Każdej z osobna.
Po kilku minutach w końcu dotarłem do starego, piętrowego budynku z wielkimi drzwiami i napisem "Dom Anubisa". Nie różnił się za wiele od budynku szkoły, a jednak było w nim coś, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę.
Bez wahania wszedłem do środka. Wewnątrz panowała niezwykła cisza. Kolejna rzecz, która wywoływała gęsią skórkę. Nie było prawie nikogo, a przecież w akademiku powinno roić się od uczniów. W holu spotkałem tylko kobietę trochę starszą od mojej matki, wycierającą poręcz schodów prowadzących na górne piętro. Uśmiechnęła się do mnie, jakby znała mnie od lat i wytarła ręce w fartuch wisząc jej na szyi.
- W czym mogę Ci pomóc gwiazdko? - spytała stając przede mną. Dopiero wtedy zauważyłem, jaka jest niska.
- Jestem Eddie. Z tego co wiem, mam tu mieszkać.
Kiedy się przedstawiłem twarz kobiety rozpromieniała. W jej ciemnych oczach pojawiły się iskierki a uśmiech stał się jeszcze szerszy, o ile to w ogóle możliwe.
- Oh, to ty. Spodziewaliśmy się Ciebie trochę później, ale to nic. Wszystko jest już przygotowane, tylko reszta gwiazdek jeszcze o tobie nie wie. Ja jestem Trudy Rehmann, opiekuję się domem. Gotuje, sprzątam, piorę. Wszyscy są jeszcze w szkole, więc będziesz miał trochę czasu na rozpakowanie się i odpoczynek.  - zaczęła trajkotać, a ja tylko przytakiwałem kiwnięciem głowy. Poprowadziła mnie dalej korytarzem, aż w końcu otworzyła jedne z drzwi i stanęła w progu.
- To jest twój pokój. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, będę w kuchni. Obiad jest o osiemnastej, śniadanie podaję o siódmej. O ósmej zaczynacie lekcje. Cisza nocna jest od dziesiątej i lepiej jej przestrzegaj, jeżeli nie chcesz zdenerwować Victora. - zamyśliła się na chwilę uderzając palcami o policzek po czym znów spojrzała na mnie i uśmiechnęła się - To chyba wszystko. Zostawię Cię samego. Podróż musiała być męcząca, zwłaszcza w taki upał.
I odeszła.
Zamknąłem za sobą drzwi pokoju i rzuciłem walizkę gdzieś w kąt.
Pokój nie był duży. Stały w nim dwa łóżka, szafa, komoda i biurko. Na ścianach wisiało mnóstwo półek, ale to wszystko. Jedna strona pokoju była wyraźnie pusta. Brak pościeli, plakatów, zdjęć i innych rzeczy. To była moja część. Mogłem zrobić z nią co chciałem. Nadać jej trochę charakteru. Mojego charakteru.
Po drugiej stronie było inaczej. Na półkach stało pełno różnych książek. Z tego co zauważyłem, większość była bardzo stara. Na jednej ścianie wisiała gitara. Na szafce nocnej stało zdjęcie. Nie chciałem wiedzieć, kto na nim jest. Mało mnie to obchodziło. Całość była taka czysta i uporządkowana. Jakby miała być przeciwieństwem mojej strony.
Położyłem się na niezaścielonym łóżku, nałożyłem słuchawki i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę z pleylisty, którą ułożyła dla mnie Monica. Nie miałem ochoty się rozpakowywać. Wciąż jeszcze nie docierało do mnie, że tam byłem. Anglia. Internat. To się po prostu nie mieściło w głowie. Jak matka mogła mi to zrobić?
Leżałem tak, gapiąc się bez sensu w sufit, kiedy drzwi do pokoju nagle się otworzyły. Chłopak, który wszedł zatrzymał się nagle, kiedy tylko mnie zobaczył. Podniosłem się leniwie z łóżka i zdjąłem słuchawki. Brunet był mniej więcej mojego wzrostu. W tym obleśnym mundurku i czarnej, przewieszanej przez ramię torbie wyglądał okropnie. Z resztą, chyba każdy by tak wyglądał. Przyglądał mi się z dziwną miną i o ile nie wyglądał tak zawsze, to chyba był zaskoczony moim widokiem. No, chyba że musiał iść do łazienki. To trzecia opcja.
- Co tu robisz? - odezwał się w końcu, powoli zmierzając w stronę swojego łóżka.
- Mieszkam - odparłem bez większego zainteresowania. Już wiedziałem, że gość to klasyczny przykład kujona, a z takimi nigdy nie miałem zbyt dobrych relacji. I tym razem pewnie też tak będzie.
Brunet zastanowił się chwilę odkładając torbę na łóżko. Usiadł i znów spojrzał na mnie. Spod burzy włosów opadających na jego czoło dostrzegłem, że chłopak zmarszczył lekko brwi.
- A kim jesteś?
Zadawał strasznie dużo pytań. I denerwował się z byle powodu.
- Wyluzuj się. Jestem Eddie. Pomieszkam z tobą przez jakiś czas. Jesteś na mnie skazany, więc przestań się tak denerwować.
Po moich słowach kujon trochę się rozluźnił, ale wciąż bacznie mi się przyglądał, co było, lekko mówiąc, trochę wkurzające.
- Nazywam się Fabian. Przepraszam, ale nie spodziewałem się współlokatora. Nikt nam w ogóle nie powiedział, że przyjedzie ktoś nowy.
- No cóż. Ja nie spodziewałem się, że matka wyśle mnie do szkoły aż za ocean, ale jestem tu. Nie martw się. Mam zamiar wyrwać się stąd jak najszybciej.
Nastała chwila ciszy, po której Fabian nagle wstał, rzucił mi nerwowy uśmiech i ruszył w stronę szafy. Wyjął z niej jakieś ciuchy i znów spojrzał na mnie.
- Przebiorę się. Kiedy się rozpakujesz, może przyjdziesz poznać resztę? Będziemy w salonie. - oznajmił i wyszedł. Byłem mu za to bardzo wdzięczny. Nie wiem, czy wytrzymałbym z nim dłużej. Jeżeli miał zamiar informować mnie za każdym razem, kiedy chce coś zrobić... No ale w jednej sprawie miał rację. Najwyższy czas, żebym się rozpakował.



      


Powracam z kolejnym rozdziałem :) Tym razem perspektywa Eddiego. Tak. Rozdziały będą pojawiać się na zmianę tzn. raz od Patrici raz od Eddiego. Mam nadzieję, że wam się to spodoba. Tak wiem, ta część jest dość długa... postaram się pisać krótsze, chyba, że nie chcecie ^^ Co poza tym...? Wciąż nie wiem, czy chcecie, bym dodawała do tych rozdziałów gify... Sama zdecydować nie umiem. Na koniec zapraszam na blogi ze zwiastunami do których dołączyłam [klik!] A! Zapomniałabym, jak znacie jakieś piosenki, z fajnymi tekstami to podsyłajcie :) Do następnego 。◕‿◕。 

24 komentarze:

  1. Aaaaa juz myslalam ze sie nie doczekam kocham kocham kocham chce peddie caly czas czekam na nexta♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAA :) Cieszę się ^^ Na Chapter 3 sobie chyba trochę poczekasz, bo z dziewczynami ustaliłyśmy, że posty dodajemy po kolei :D
      Moje postanowienie brzmi: Kiedy skończę pisać tą historię, obejrzę 2 sezon HoA. Specjalnie do Peddie (๑・ω-)~♥”

      Usuń
    2. Czyli tak za ile

      Usuń
    3. A to to już zależy od dziewczyn (。≍ฺ‿ฺ≍ฺ)

      Usuń
    4. Powiedz zeby bylo jak najszybciej bo dostane zawalu♥

      Usuń
  2. Pierwsza^^
    Ej, to się robi nudne. Każde twoje opowiadanie jest genialne i bardzo przyjemnie się czyta. Ma się ochotę na więcej. Akcja jest w odpowiednim tempie- ani za szybko, ani za wolno- perfect :D
    Ach, perspektywa Eddiego <3 I'm very happy :)
    Z ciekawych tekstów to może być : Beth Crowley - Warrior, Skillet - Awake and Alive, w tej kocham refren : Skillet - Whispers In The Dark, The Offspring - The kids aren't alright i może: The Offspring - Gone Away
    Podałabym jeszcze więcej, ale nie chcę cię zamęczać :D
    Nie wiem, czy masz dodawać gify czy nie. Mi równie dobrze czyta się z nimi i bez nich, choć czasami odwracają uwagę.
    Sooo, at the end- opowiadanie naprawdę świetne i czekam na perspektywę Patricii, choć jestem ciekawa co Eddie powie na "znajomego" jej mamy. Wg co on zrobił, że go wywalili? To też mnie ciekawi :D
    Do zobaczenia w następnym opowiadaniu :) Niedługo, mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero druga część, więc chyba trudno powiedzieć, czy akcja rozwija się szybko czy wolno. Choć moim zdaniem będzie rozwijać się bardzo wolno. Aż strach myśleć ile ja tych części będę musiała napisać :P
      Dziękuję za piosenki, zaraz je przesłucham ^^
      Co do gifów... To właśnie potrafią rozpraszać, zwłaszcza, jak jest ich za dużo i w dodatku źle dobrane...
      Co do następnej części... Powinna ci się spodobać ☆*・゜゚・*\(^O^)/*・゜゚・*☆

      Usuń
    2. Z tą akcją chodziło mi, że, no, jakby to określić: u niektórych już w tym opowiadaniu Eddie dowiedział by się o co chodzi itp. a u cb nie :) Jednocześnie nic się nie wydarzyło, a z drugiej strony czytelnicy mają nad czym główkować :) O to mi chodziło.
      Mówisz, że powinna mi się spodobać? Hmm, zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej ^^

      Usuń
    3. A no i zapomniałam : brawo za długość :) Uwielbiam takie meeeeeega opowiadania *.*

      Usuń
    4. Jeżeli tak to ujmujesz... to faktycznie. Niektórzy w połowie tego co ja napisałam, umieją umieścić zagadkę i od razu jej rozwiązanie, co jest... trochę irytujące na dłuższą metę, bo tym samym całość jest trochę nielogiczna.
      Podpowiem ci że... To co miałam w głowie, podczas pierwszego sezonu, zamieściłam w 3 rozdziale... poniekąd :D

      Usuń
    5. Dziękuję za zrobienie jeszcze większego smaka :) spać nie będę mogła przez ciebie ;) Szczęśliwa?

      Usuń
    6. To dobrze, że humor ci dopisuje :) tylko nie waż mi się tu więcej zamieszczać "mini" spojlerów :) JA CHCĘ NORMALNIE SPAĆ :)

      Usuń
    7. Wg przesłuchałaś już? Jeśli tak, to pasuje? Mogą być? :)

      Usuń
    8. Są cudowne. Widzę, że mamy podobny gust muzyczny :P

      Usuń
    9. No, jak widać :) uwielbiam ten gatunek muzyczny *.* teraz jeszcze do głowy mi wpadła polska piosenka : "Twoje miejsce"- Jeden Osiem L . Może nie jest to muza którą lubię, ale tekst wymiata *.* takie prawdziwe *.*

      Usuń
  3. Nawet nie wiesz jak bardzo poprawilas mi chumor mam na karcie 20 blogow i caly czas czekam na rozdzialy wogule to bardzo fajne jak wpierwszym rozdziale bylo o patrici teraz jest eddie jak bys mogla dodawaj gify i o peddie (jak bys pisala o balu to daj eddiego i pati ze cena z drabina kocham ja ) ogulnie to bardzo fajny mam nadzieje ze szybko napiszecie nexta w rozdzialach jak eddie pozna pat to tak jak w serialu milosc zaczyna sie od nienawisci zycze pomyslow na dalsze rozdzialy kocham peddie forever i czekam na nexta ....Mon..

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie ze dlugi rozdzial oby bylo takich wiecej czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem ze macie pisac ''po kolei'' ale ja chce peddie i to twoje opowiadania chce napisalam tu chyba juz z kilka kom... kiedy nexy jest peddie jest ciekawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahah :)
      No wiesz... Teraz czekamy na rozdział "Gdy natchodzi ten czas", a od tego luźno licząc jakie trzy tygodnie. Czyli... jeszcze trochę czasu :P

      Usuń
    2. Moja ortografia powala...

      Usuń
  6. Ja sie zabije 3 tygodnie nie zartuj zaluz wlasnego bloga bedzie lepiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę... Podoba mi się, pisanie z dziewczynami. Wszystkie mają super ciekawe pomysły. Jak jest się samemu na blogu to jest tak... nudno. I zwykle kończy się to zawieszeniem bloga. A tego przecież nie chcemy :)

      Usuń
    2. No to je pospiesz bo nie wyczymam ile mizna czekac mam nadzieje ze bedzie dlugi dlugi dlugasny zebym sie zaczytala i peddie

      Usuń

Obserwatorzy