Sun in the sky
It's a new day
And you know how I feel
Flo Rida - How i Feel
Jechałam samochodem w stronę szkoły. Zazwyczaj rodzice wysyłali mnie tam taksówką, jednak w tym roku postanowili odwieźć mnie pod sam akademik.
Idiotyzm.
Znałam tę drogę na pamięć. Mogłabym robić za GPS, jednak moja mama się uparła. Chciała mieć pewność, że na sto procent dotrę na miejsce. I dlaczego? Bo podczas ostatnich dwóch miesięcy wakacji dobrze się bawiłam. Co mnie obchodzi, że moje sposoby na dobrą zabawę jej nie odpowiadały?
To głupie. Po raz pierwszy od dawna na prawdę dobrze się bawiłam, a ona psuła to swoimi humorkami. Choć w sumie i tak była lepsza od ojca, który przez to wszystko, chyba się mnie wyparł.
Z resztą kogo to obchodziło? Przez najbliższych dziesięć miesięcy mieli mnie z głowy.
Po raz kolejny wbiłam wzrok w widok za oknem. Do szkoły została jeszcze jakaś godzina drogi. Godzina drogi w męczarniach.
Ciągłe siedzenie w samochodzie, w pełnym słońcu było strasznie wykańczające. Oparłam głowę o zimną szybę i zamknęłam oczy próbując zasnąć. Kiedy je znów otworzyłam wjeżdżaliśmy już na teren szkoły.
Jak co roku widziałam rzędy samochodów i kręcących się wszędzie ludzi.
Westchnęłam głośno na samą myśl o tych wszystkich śmiejących się rodzicach i uczniach, podekscytowanych nową szkołą, nowymi znajomymi i pseudo samodzielnym życiem. A przecież to był tylko kolejny nudny rok w szkole. Taki sam jak wszystkie inne. Co ich tak zachwycało?
Kiedy samochód stanął w końcu na parkingu, wyleciałam z niego jak błyskawica. Nie miałam zamiaru zostawać w tej puszce ani chwili dłużej. Z radością przeciągnęłam się mogąc wreszcie rozprostować kości.
Wyjęłam z bagażnika walizkę na kółkach i dużą torbę, którą zarzuciłam sobie przez ramię i wolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Ani myślałam żegnać się z rodzicami. Nie odezwali się do mnie przez sześć godzin jazdy i nagle mieliby, jak każdy, przytulić mnie, pocieszyć i obiecać, że będą dzwonić? O nie. Już po chwili usłyszałam, jak mój ojciec odpala silnik i odjeżdża.
Nie zeszłam nawet z parkingu, kiedy obok mnie pojawił się, uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn. Dobrze chociaż, że on miał dobry humor. Choć pewnie nie było to spowodowane powrotem do szkoły.
- Witaj z powrotem, Patricio – przywitał się Jerome. Nim jednak zdołałam wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, wpadł na mnie Alfie zrzucając mi z ramienia torbę. On również nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Odwzajemniłam go i podniosłam z ziemi swój bagaż.
Może to było dziwne, ale z całego tego domu wariatów, najbardziej lubiłam Alfiego. No może poza Joy. To moja przyjaciółka. Ale Alfie zawsze potrafił mnie pocieszyć. Nie zadawał tych wszystkich głupich pytań typu „Co się stało?”. On po prostu od raz mówił, lub robił coś, co mnie rozśmieszało.
- Cześć Alfie. Cześć Jerome. - przywitałam się z chłopakami i całą trójką ruszyliśmy w stronę Anubisa.
- Pewnie nie mogłaś się doczekać aż tu wrócisz, co Trixi? - odezwał się znów Jerome, kiedy w zasięgu naszego wzroku pojawił się akademik.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że przez całe wakacje ani razu nie wspomniałam tego miejsca, czy ludzi stąd. No bo co miałam wspominać? Nieprzespane noce, strach o przyjaciółkę, a w końcu też o życie swoje i reszty? Kto chciałby to wszystko pamiętać?
-Nie tak bardzo ja myślisz.
Ruszyłam w stronę wejścia, ale tym razem Alfie i Jerome nie poszli za mną. Pewnie szukali jakiejś dobrej okazji do zrobienia komuś dowcipu, lub wyłudzenia kasy. Nie obchodziło mnie to. Kiedyś pewnie poszłabym z nimi, ale tego dnia byłam zbyt zmęczona, by uganiać się za nowymi. Skupiałam się na tym, że przez najbliższe miesiące będę uwięziona w tym starym, skrzypiącym w każdym miejscu budynku. Miałam tylko nadzieję, że ten rok będzie spokojniejszy.
Już w progu domu można było wyczuć przepyszną woń unoszącą się od strony kuchni.
Zostawiłam swoje bagaże przy schodach i ruszyłam w stronę jadalni. Od zakończenia roku, nic się tu nie zmieniło. Z resztą co ja się dziwiłam? Tu się nigdy nic nie zmienia. Jakby dom zatrzymał się w czasie.
Tak jak się tego spodziewałam, przy stole spotkałam Trudy. Rozstawiała liczne talerze ze swoimi pysznościami i nuciła coś pod nosem. Jak ja za tym tęskniłam... Jedzenie w restauracjach nie było najgorsze, ale nie dorastało do pięt potrawom opiekunki.
Gospodyni odwróciła się w moją stronę i aż podskoczyła z zaskoczenia gdy mnie zobaczyła. Momentalnie na jej twarzy pojawił się uśmiech uwydatniający zmarszczki wokół oczu i ust.
Przez te kilka lat, które spędziłam w domu Anubisa, Trudy stała się dla mnie drugą, lepszą matką.
Bez zastanowienia rzuciłam się jej w ramiona.
- Witaj gwiazdko – powiedziała radosnym głosem gładząc mnie energicznie po plecach.
- Hej Trudy – odpowiedziałam wciąż tkwiąc w jej uścisku. Na prawdę za nią tęskniłam. A przecież to były tylko dwa miesiące.
Odsunęłam się kawałek, przyglądając się uważniej kobiecie. Jak zawsze ubrana była w żywe kolory. W gęstych, czarnych włosach pojawiały się już nieliczne siwe odblaski. Niedługo pewnie zakryje je farbą, jak to ma w zwyczaju. Zastanawiałam się, jak długo już opiekuje się tym domem. Była tu, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do szkoły wraz z rodzicami. A wcześniej?
Nie miało to dużego znaczenia. Dopóki tu była, to miejsce było moim drugim domem.
-Pójdę do pokoju – oświadczyłam – Ktoś już przyjechał?
-Jesteś pierwsza, ale niedługo wszyscy powinni się zjawić. Nie mogę się doczekać. Dom bez was jest taki pusty.
Nikogo nie było, więc miałam chwilę dla siebie. Nie chciałam się jeszcze rozpakowywać. Nie miałam na to siły. Usiadłam tylko, na jeszcze niezaścielonym łóżku i przymknęłam oczy.
Dochodziło dopiero południe, a ja czułam się, jakbym nie spała przez kilka dni. Ale chyba każdego zmęczyłaby sześciogodzinna jazda samochodem w kompletnej ciszy. Do tego jeszcze to słońce...
Wszyscy pewnie cieszyli się z ostatnich tak ciepłych dni w tym roku, ale nie ja. Nie w tej chwili. Przez całą drogę prawie nie wychodziłam z tej puszki zwanej nowym samochodem mojego ojca i jedyne o czym teraz marzyłam, to solidny deszcz. A najlepiej długa i głośna burza. To byłoby idealne.
Wyjrzałam za okno i głośno westchnęłam. Nie było co liczyć nawet na lekką mżawkę. Nie pozostało mi nic innego, jak spróbować przetrwać ten dzień, tak jak wszystkie inne.
Z walizki wyjęłam jakieś stare, postrzępione krótkie spodenki i pierwszy z wierzchu t-shirt po czym ruszyłam do łazienki.
Prysznic dobrze mi zrobił. Przestałam zamartwiać się rodzicami i w końcu dotarło do mnie, że znów jestem w domu Anubisa. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Teraz nareszcie byłam w domu. I w końcu porozmawiam z przyjaciółmi.
Gdy zeszłam z powrotem do salonu, panował tam istny chaos. Jerome, Fabian, Mara i Alfie na zmianę się ze sobą witali, powtarzali, że tęsknili i wymieniali wrażeniami z wakacji.
Nie zrobiłam nawet kroku, gdy zza drzwi wejściowych wypadła Amber w okularach przeciwsłonecznych, białej bluzeczce z krótkim rękawkiem i spódniczce w niebieską panterkę z małymi perełkami na bokach. Rzuciłam swoje walizki na podłogę i uściskała mnie z piskiem, zwracając tym na nas uwagę reszty.
Jak na zawołanie wszyscy ruszyli w naszą stronę. Przywitałam się z Fabianem i Marą, po czym usiadłam na jednym z foteli.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wszędzie walają się walizki najróżniejszych rodzajów. Inni jednak zdawali się nie zwracać na to uwagi. Byli tak pochłonięci dwumiesięczną rozłąką, że nie widzieli świata poza sobą. Zwłaszcza Alfie nie zwracał uwagi na nic poza Amber.
Czy tylko ja nie cieszyłam się na powrót tutaj? Aż tak bardzo spodobały mi się wakacje? Łażenie do późna po ulicach, wymykanie się z domu w środku nocy by spotkać się z ludźmi, których poznałam kilka godzin wcześniej?
Ale przecież to tych ludzi uważałam za swoją rodzinę. Nie ważne jak wkurzającą. Znali mnie lepiej, od moich rzeczywistych krewnych.
- Patricia, wszystko okej? - usłyszałam nagle głos Amber. Dziewczyna stała obok i wpatrywała się we mnie, jakbym miała coś namalowane na twarzy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu wpatruję się w pustą ścianę.
- Tak. Zamyśliłam się.
Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, ale nikt się nie odezwał. I dobrze. Nie miałam ochoty się teraz kłócić.
- Więc – zaczął Jerome przerywając dłużącą się ciszę. Byłam mu za to bardzo wdzięczna i chyba nawet to zauważył, bo zerknął na mnie w taki dziwny, nie znany mi sposób. Może po prostu wyczuł, że nie mam ochoty na rozmowę? - Kogo jeszcze nam brakuje?
Wszyscy spojrzeli po sobie próbując ustalić tożsamość nieobecnych.
- Nie ma Niny – pierwszy odezwał się Fabian. Dlaczego się tego spodziewałam? Mimo tego, jego głos brzmiał, jakby się czegoś obawiał. Czyżby wiedział, coś, czego my nie wiemy? Może Nina nie ma zamiaru wrócić? Nie zdziwiłabym się, po tym, co tu się działo w zeszłym roku. - i Micka.
- Rozmawiał ktoś z Niną? Mówiła, że ma się spóźnić? - spytała Mara, na co wszyscy przecząco pokręcili głowami.
- Pewnie niedługo będzie. Ze Stanów trochę się jedzie – nie traciła optymizmu Amber. W sumie, to nawet lepiej. Brakowało nam jeszcze jednego smutasa w domu. Od wpędzania ludzi w depresję jestem ja.
- Mick'a... nie będzie – powiedziała nagle Mara, a spojrzenia wszystkich przeniosły się na nią.
Bardzo zmieniła się podczas wakacji. Przede wszystkim miała długie, proste włosy. Jej ubiór też się trochę zmienił. Nie znacznie, ale zawsze. Miała na sobie luźną, jasnoróżową bluzkę na ramiączkach, którą wciągnęła w długą, wyciętą z przodu, niebieską spódnicę. Takiego zestawu spodziewałabym się po Amber, ale naszej głównej kujące również to pasowało.
Ale to nie tylko wygląd sprawiał, że Mara wydawała się jakaś inna. Było coś jeszcze. Coś, czego nie było widać na pierwszy rzut oka.
- Jak to go nie będzie? - tym razem głos zabrał Alfie. Rozumiałam go. Mick był częścią naszej pokręconej rodziny i nagle miało go zabraknąć. Tak bez pożegnania? Bez żadnego słowa wyjaśnienia, po prostu odszedł.
- Przeniósł się do innej szkoły. To wszystko co wiem.
- Czyli Fabian będzie sam w pokoju – myślał na głos Jerome – Ale super. Marzę o tym, by mieć cały pokój tylko dla siebie.
- Hej! - zajęczał Alfie z urazą. Clarke jednak tylko wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej na kanapie.
Wiedziałam, że szykuje się kłótnia i oczywiście któryś z chłopaków w końcu mnie w nią wmiesza, a ja nie miałam na to ochoty. W każdy inny dzień, spokojnie, ale nie teraz. Byłam zbyt zmęczona. Wstałam więc z fotela, na którym do tej pory siedziałam bez słowa i ruszyłam z powrotem w stronę schodów. Gdy dotarłam do holu przypomniałam sobie o jednej, bardzo istotnej rzeczy. Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć?
Odwróciłam się na pięcie mierząc wszystkich wzrokiem. Dłużej przyglądałam się tylko twarzy Fabiana, na której malowało się rozbawienie.
Znaliśmy się już od bardzo dawna. Praktycznie odkąd po raz pierwszy znalazłam się w tym domu. Mieszkaliśmy w jednym mieście, więc widywaliśmy się naprawdę często, nawet podczas wakacji. Ale potem coś się stało. Nie do końca rozumiem co. Może to ja się zmieniłam? W każdym razie zaczęliśmy się od siebie oddalać i choć wciąż byliśmy przyjaciółmi, nie potrafiłam mówić mu o wszystkim co mnie dręczy, jak kiedyś. Choć wciąż mam nadzieję, że jeżeli zdarzy się coś poważnego, on mnie wysłucha i pomoże.
Zamyśliłam się na chwilę próbując ująć w słowa to, co jak szalone krążyło mi po głowie. Patrzyłam się prosto na Rutter'a chcąc widzieć jego reakcję. To w końcu w dość dużym stopniu dotyczyło jego.
- Joy wraca.
Widziałam, jak oczy wszystkich kierują się na mnie. Ja wciąż jednak czekałam na reakcję mojego przyjaciela. Na początku był zaskoczony. Potem chyba uświadomił sobie coś jeszcze, bo w jego oczach pojawił się lęk. Byłam jednak pewna, że cieszy się, tak samo jak ja.
Wszyscy nagle zaczęli zadawać pytania. „Kiedy przyjeżdża?”, „Gdzie będzie mieszkać?”, „Kiedy z nią gadałaś?”. Już po chwili przestałam zwracać na nie uwagi. Moja przyjaciółka wracała. W końcu to do mnie docierało.
I oto jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że zachęci was do dalszego czytania. Niestety, historia będzie się rozwijać dość... powoli, więc nie oczekujcie szybkiego zakończenia. Upominam się o przeczytanie Regulaminu, bo już kilkakrotnie został złamany. Zapraszam do odwiedzania bloga, do którego ostatnio dołączyłam. [LINK] Piszcie, czy chcecie, abym dodawała do rozdziałów jakieś... gify, bo ja jakoś nie mogę się zdecydować. I to chyba było by na tyle. Do następnego razu 。◕‿◕。
cudownyyy <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :))
Jeju... Weź ty oddaj trochę talentu no ! *^* Wow , wow i jeszcze raz wow.. Świetne po prostu.. ^^ Z niecierpliwością czekam na next'a ; *
OdpowiedzUsuńCudo *-* Faktycznie Mara się zmieniła nie poznałabym jej! ;> Amberrrrr <3
OdpowiedzUsuńSuper *.* szczerze, nie którzy mają za dużo talentu.
OdpowiedzUsuńZauważyłam tylko jeden błąd- powtórzenie na końcu "choć". Powtórzenie możesz zmienić na: mimo to :)
Zmyliłaś mnie tym blondynem, myślałam, że to Eddie :)
Ale ogólnie to i tak genialnie. Jak zawsze powtarzam( sorry za złamanie regulaminu, ale muszę) piszesz genialne opisy sytuacji, potrawisz ją dobrze wyczuć i "magicznie" ubarwnić. Bardzo przyjemnie się czyta, podchodząc pod książki wydawane w księgarni. Masz naprawdę wielki talent :)
Ostatnimi czasy, jak tylko coś do dam, to czekam, aż to skomentujesz. Jakiś pomysł dlaczego?? ^^
UsuńNiestety, na Eddiego jeszcze sobie poczekasz :P
Nie łamiesz regulaminu, nie rozumiem czemu tak myślisz :)
Co do opisów... Kurde. Jedna osoba mówi, że fajnie opisuje wygląd/strój, teraz ty, że dobrze opisuję sytuację... Co z wami ludzie?! :D
Wierz mi, ja też zawsze czekam na twoją opinię ^^ w sumie nie wiem, dlaczego oczekujesz mojej opinii :)
UsuńWybacz, że nie weszłam wcześniej , ale jestem na wyjezdzie i średnio mam czas, aby cokolwiek zrobić. Tak szachy to bardzo zajmujący sport- 4 godziny siedzenia przy stole.
W regulaminie jest : nie powtarzać się :) A ja często się powtarzam :)
Nie, ale na serio: genialnie opisujesz sytuacje i wprowadzasz odpowiedni klimat ^^
Co?! Ja chcę Eddiego! No trudno, to będzie sprawiało, że jeszcze bardziej będę pragnęła twoich opowiadań :)
Ojej... A ja tak rzadko cokolwiek komentuje... :c
UsuńWiesz, ja ogólnie na blogi wchodzę... 1 w tygodniu, bo mi się nie chce :P
W regulaminie chodzi o to, że... jakby... czasami ktoś pisze dwa razy tą samą wiadomość, tylko np w odstępie jakiegoś tam czasu. I o to chodzi, żeby nie powtarzać.
Jak dla mnie, to opisuję normalnie. Nic wielkiego :)
Co do Eddiego... cóż. Powiem tylko, że możesz się troszeczkę zdziwić :D
Po prostu twoje komentarze są najdłuższe i najbardziej konkretne :)
UsuńMam nadzieję, że pozytywnie się zdziwię, choć znając ciebie, to może być szok :)
Twoje też zazwyczaj są najdłuższe i... Takie, jakie lubię :)
UsuńCieszę się, że wyrobiłaś sobie o mnie pewne zdanie :P