3.06.2014

Gdy nadchodzi ten czas... - Rozdział pierwszy: Pierwsze kroki


"Masz w sobie taką moc, która przyciąga mnie do ciebie i nie ważne jak daleko byś był, zawsze nasze serca będą biły tym samym rytmie"

     Istnieje taki rodzaj miłości, która nie umiera nigdy. Wytrzymuje próby odległości, zero kontaktu i wszelkie inne przeszkody. Kocha się nadal pomimo braku nadziei, że ta druga osoba odwzajemnia jeszcze to uczucie. Bo przecież mało kto zapamiętałby swoją miłość z czasów przedszkola. No właśnie, mało kto, a to wcale nie znaczy, że nikt. Bo jeśli taka więź była odpowiednio silna, to wszystkich przeszkód. 
      Chyba nikt nie lubi początku roku szkolnego. Oznacza to dla uczniów koniec ze spaniem do południa, a początek nauki, której chyba nikt nie zdołał w pełni pojąć. Jednak chyba najgorzej jest, kiedy zaczynamy gimnazjum, liceum. Musimy przyzwyczaić się do nowego środowiska. 

  Wybór szkoły średniej może być jedną z ważniejszych decyzji w życiu. I wcale nie ze względu na nasz dalszy rozwój i poziom nauczania jaki prezentuje dana szkoła. Może być nam dane spotkać zupełnie nieproszone osoby. Chociaż zwykle na początku cieszymy, że znowu są z nami, to w rzeczywistości po pewnym czasie stanie się coś, przez co już nigdy nie będziemy wybaczyć tej osobie. Jeśli jest dobrze, nie staraj się aby było lepiej. 
     Nie sądziła, że pociąg może być tak niewygodny. Przeżyła strasznie dużo i zawsze myślała, że podróżowała już wszystkimi środkami lokomocji. W końcu w dzieciństwie bez przerwy podróżowała z miejsca na miejsce. Najwyraźniej życie pragnie doświadczyć ją jeszcze bardziej. Nawet teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać, los nie daje jej spokoju. Nawet niedogodny transport nie zdołał wprawić Maddie w kiepski nastrój. Po raz pierwszy mogła sama decydować o swoim losie. Zaczynała prawdziwe życie. Nie miała pojęcia jakich ludzi uda jej się spotkać w nowym miejscu, ale była przekonana, że każdy będzie lepszy od tych płaczliwych dzieci, które wszędzie widziały nieprzyjemności. Nie można było dostrzec w nich ani grama optymizmu. 
     Nie jedna nastolatka wściekałaby się na myśl, że została wysłana do szkoły z internatem. W końcu nigdy nie wiadomo co nas tam spotka. Jednak Maddie była typem osoby, która poradzi sobie wszędzie. I była przekonana też, że nowe wyzwanie nie sprawi jej kłopotu.



     Uciekała. Biegła najszybciej jak potrafiła, zostawiając wszystko za sobą. Nawet nie spojrzała wstecz. Bała się. Doskonale pamiętała co się tam działo. Nie chciała znowu zostać sama. Tak, znowu. Nienawidziła tego słowa. Ale ono znowu stanęło jej na drodze.
     Wszystko prysło. Powróciła do teraźniejszości. Podniosła powieki i zdała sobie sprawę, że zwyczajnie ucięła sobie drzemkę i to wszystko co działo się przed chwilą, było jedynie fikcją.
     Wspomnienia. Kolejny znienawidzony wyraz w życiu. Wiązały się z nim jedynie koszmary. Okropnie dzieciństwo, w którym jedynie dwójka ludzi kochała ją naprawdę. Byli jedynym wsparciem w tej okropnie trudnej sytuacji.
     Właśnie dlatego tak bardzo bała się tego wyjazdu. Musiałą rozstać się z ukochaną babcią. Jedyną osobą, która rozumiała wszystkie jej obawy. Co prawda miała też jego, ale on nie rozumiał nic. Tylko akceptował i wspierał. Ale to i tak więcej niż oczekiwała.
     Ale Daniela mogła wziąć ze sobą. Przecież nie wyobrażała sobie szkoły bez najlepszego przyjaciela. Teraz przynajmniej była pewna, że nawet gdyby nikt jej nie polubił, to i tak nie zostanie sama. Ufała, że on nigdy jej nie zostawi.
  - Za piętnaście minut będziemy na miejscu. - usłyszała radosny głos wujka Eryka, taty Daniela.
     Przyjaciele uśmiechnęli się na myśli zakończenia podróży. Przez ostatnie kilka godzin siedzieli prawie nieruchomo na tylnych siedzeniach niewielkiego samochodu.
  - Nie mogę się już doczekać. - szepnął chłopak i objął ramieniem przyjaciółkę.


     Budynek wydawał się wyjęty z najciekawszej baśni. Całą budowla przypominała pałac królewski. Po obu stronach drewnianych drzwi zbudowane zostały dwie kolumny ozdobione przepięknymi malunkami. Dalej można było zobaczyć kilka dużych okien ze złotymi wykończeniami, a dach również posiadał dodatki w tym kolorze. Osoby stojące na tarasie, który swoją drogą też był bardzo bajkowy, zupełnie tam nie pasowały. Swoimi nowoczesnymi ubraniami i gadżetami psuły magię, która roznosiła się w tym miejscu.
     Dziewczyna wyglądała na zadowoloną i pewną siebie. Miała na sobie jasną sukienkę do kolan i miętowy sweterek. Jej włosy ułożone zostały w wysoki koński ogon i przyozdobione materiałową kokardką. Bez głębszego poznania mogłoby się wydawać, że jest osobą bardzo elegancką, ułożoną i przede wszystkim szczęśliwą. Starała się sprawiać takie wrażenie. 
  Jednak po dłuższej znajomości dało się dostrzec cie przerażenia w jej oczach. Tylko nie liczni spostrzegli, że jej ręce trzęsą się ze strachu, a w nerwach poprawia włosy. Ale to wcale nie jest tak proste. Mila jest dobrą aktorką. Może aż za dobrą.
     Zaledwie kilka metrów dalej na bruku stał chłopak, który na pierwszy rzut oka był zupełnie podobny do blondynki. Tyle, że w jego przypadku nie było to nawet podobne do złudzenia. Typowy podrywacz, przystojny, popularny. Właśnie tymi przymiotnikami określało go otoczenie. Z czasem in on sam zaczął uważać się za takiego człowieka. I zaszły w nim nieodwracalne zmiany, z którymi teraz już chyba boi się cokolwiek zrobić.
 


    Przeniosła wzrok po każdej osobie znajdującej się na korytarzu. Nie zauważyła nic podejrzanego. Chociaż już na ten moment mogła stwierdzić, że w towarzystwie takich osób nie będzie czuła się najlepiej. Wszyscy byli uśmiechnięci, cieszyli się z życia. Nie to co ona. W głębi serca im zazdrościła. Ale nie mogła dać po sobie tego poznać.
     Spojrzała też na dwójkę dorosłych ludzi stojących na środku korytarza. Wszyscy czekali na ich wypowiedź, a oni jakby specjalnie zwlekali z tym.
     Kobieta sprawiała wrażenie bardzo miłej osoby. Miała na sobie różową, szeroką bluzkę i jeasny, a jej krótkie, ciemne włosy delikatnie się kręciły. Mężczyzna w brązowej marynarce wyglądał na dużo bardziej ułożonego, nie mniej nie było w nim nic co mogłoby odstraszyć kogokolwiek.
  - Witajcie w nowym domu! - ogłosiła kobieta i odsłoniła swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. - Mamy nadzieję, że będziecie się tu czuli bardzo dobrze.
  - Na drzwiach wisi rozpiska pokoi, kolacja o 18.  - dokończył mężczyzna. Nie przepadał za długimi mowami. Zdecydowanie wolał zmieścić wszystko w kilku zdaniach. Nie pozwolił nawet towarzyszce przedstawić się, ponieważ zagonił dzieci do pokojów.


Nie wieżę, że ta beznadzieja powstawała prawie miesiąc.... Moja wena zrobiła Pa Pa :-( Dobra, ten dopisek nie ma sensu.... PA! 



5 komentarzy:

  1. Wolalabym o peddie no ale twuj wybor rozdzial nawt fajny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. *O* Jeśli ty nazywasz to beznadziejnym rozdziałem to nxhbcjmscdm. Jest świetny ! Strasznie mi się podoba;3 Wena.. W twoim przypadku nie widać jej braku ;p Ale i tak życzę ci jej dużo , i czekam na następną część !

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak możesz mówić, że to jest beznadziejne? To jest cudowne :)
    Twój styl pisania przywodzi mi na myśli... sama nie wiem co. Reportaż? Nie. To złe słowo. Nie wiem. Coś takiego poważnego.
    Ale jest świetne.
    Kilka zjedzonych literek ale co tam ^^
    Jejkuuu... Jak chcę kolejną część tak bardzo :P

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy