16.11.2015

Kiedy zgasło słońce - Chapter 6




I feel hazy
Why is everything black and white?
I feel dizzy
Like my f*cking head is full of dynamite
Undressed – Kim Casarion


„Jakby to dosłownie powiedzieć? Ruszmy dupy i się stad wynośmy. Czyżbym powiedziałem to z nienawiścią? Zamiast tego, siedzę na łóżku. Nie sądzę, byś była w moim typie.” Te słowy wyrwały mnie z lekkiego snu. W sumie, to nie był sen. Byłem raczej pół przytomny.
Przez otwarte okno nie wlatywało zbyt wiele światła, ale było ono zasłonięte roletą. Dzięki Bogu. Nie wiedziałem, czy przeżyłbym spojrzenie na jasne promienie słońca. Okropnie bolała mnie głowa, choć nie był to ból taki, jak po całonocnym imprezowaniu. Bardziej, jakbym oberwał na meczu koszykówki i upadając uderzył się w głowę.
Poczułem lekki ruch materaca. Na chwilę wstrzymałem oddech by upewnić się, czy może się nie pomyliłem, ale tuż obok mnie, łóżko wciąż było lekko wygięte. Powoli otworzyłem oczy. Otoczyłem spojrzeniem cały pokój, aż zatrzymałem się na bladych, prawie białych plecach z wytatuowanymi jakimiś słowami na barku. „Kim ona jest?” pomyślałem. Kompletnie nic nie pamiętałem. Mój umysł wciąż jeszcze nie do końca się obudził.
- Co to za jazgot? - spytałem unosząc się na łokciach. W sumie podobała mi się ta piosenka. Słyszałem ją pierwszy raz w życiu, ale spodobał mi się jej wydźwięk.
Dziewczyna siedząca obok mnie podniosła z podłogi telefon, po czym odwróciła się do mnie próbując położyć mi rękę na ustach.
W pierwszej chwili pomyślałem, że wciąż śpię. I śni mi się jakiś naprawdę chory sen. Ale po chwili wszystko zaczęło do mnie wracać. Niebiesko-zielone oczy wpatrzone we mnie z wściekłością. A następnie miękkie usta całujące moje. Gładka skóra, pod moimi palcami. Dźwięk upadających na podłogę kolejnych ubrań.
Patricia.
Wlepiałem w nią wzrok, wciąż nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Jak to było możliwe? Przecież ona mnie nienawidziła.
- Halo? - odezwała się, a ja dopiero po chwili zrozumiałem, że odebrała telefon.
„Czym ja się przejmuję?” pomyślałem „Jest jak każda inna” na tę myśl uśmiechnąłem się do siebie. Tyle, że ona, nie żadna inna, mogła i zapewne bardzo chciała mnie zabić.
- Cześć! - przywitała się Patricia, a jej entuzjazm zapewne zwaliłby mnie z nóg, gdybym już nie leżał. Uśmiechnęła się do słuchawki, a w jej oczach pojawiły się iskierki. Czyli tak wyglądała, kiedy naprawdę się cieszyła? Co jakiś czas udawało mi się podejrzeć, jak mieszkańcy domu rozmawiają ze sobą, żartują, śmieją się, ale nigdy nie widziałem, by Patricia wyglądała tak, jak w tamtej chwili. Mimowolnie zacząłem zastanawiać się, z kim rozmawia.
- Cieszę się, że dzwonisz. Nie ma sprawy. Nie, nie spałam. Ta pogoda po prostu mnie wykańcza. Też tęsknię. Zadzwonię później, dobra? - i odłożyła telefon. Nawet na mnie nie spojrzała wstając i zaczynając się z powrotem ubierać. Podążałem za nią wzrokiem, po kolei przypominając sobie kolejne fragmenty tego wieczora.
W końcu ruda stanęła przede mną w pełni ubrana. Rzuciła mi obojętne spojrzenie i uniosła jedną brew.
- Co się tak gapisz, oblechu?
Uśmiechnąłem się na jej uwagę widząc, że w żaden sposób nie zmieniła swojego stosunku do mnie.
- Zastanawiam się tylko, jak do tego wszystkiego doszło.
Patricia przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie ruszając już w stronę drzwi. Mimo woli zacząłem zastanawiać się, o czym myśli. Z tego, co zdążyłem zauważyć, chce stwarzać pozory takiej, która zawsze mówi to, co myśli, ale tak naprawdę, nigdy tego nie robiła. Jasne, pyskowała nauczycielom, wrzeszczała na resztę uczniów, w kółko powtarzała, jak to mnie nienawidzi, ale o sobie nie mówiła praktycznie nigdy. I w tym tkwił cały jej problem.
Monica zawsze mówiła o swoich uczuciach i o tym co tak naprawdę myśli. Czasem, było to zupełnie bez sensu, ale się tym nie przejmowała. Dawała nam tylko kolejne tematy do rozmów. To w niej tak uwielbiałem. Na przywitanie potrafiła skrytykować twój ubiór lub fryzurę, lub poskarżyć się, że spóźnia jej się okres.
Gaduła zatrzymała się tuż przed zamkniętymi drzwiami pokoju i odwróciła się, wbijając we mnie swój morderczy wzrok.
- Żeby było jasne. To nic nie zmienia. Wciąż Cię nienawidzę. - I wyszła. Zamknęła za sobą drzwi zostawiając mnie z natłokiem własnych myśli.
Z ciężkim westchnieniem położyłem się znów na miękkiej pościeli. Przymknąłem oczy i z korytarza udało mi się dosłyszeć stłumiony głos Pat mówiącej „Jeden prysznic, chyba nie wystarczy...” Znów się uśmiechnąłem. Po prostu nie mogłem uwierzyć w to, co się stało.

- Masz coś do picia? - rzuciłem otwierając drzwi do pokoju Jeroma. Wiedziałem, że wrócił już z... miejsca w którym był, bo w salonie dostrzegłem jego nową kurtkę. Koleś strasznie bałaganił, nawet jak na mój gust.
Tak jak się spodziewałem, zastałem Clarka na łóżku czytającego kolejną książkę. Twierdził, że dziewczyny lecą na inteligentnych, oczytanych facetów, ale mnie to jakoś nie przekonywało. Książki to coś... po co sięgałem w chwilach absolutnego spokoju. Na pewno nie wieczorem, kiedy wszyscy się gdzieś kręcili. Po prostu nie potrafiłem się w takiej sytuacji skupić.
Jerry podniósł na mnie wzrok, a po chwili na jego twarz wpełzł chytry uśmieszek. Nim zdążyłem mrugnąć, zerwał się z łóżka i wyjął z szafy stojącej w rogu pokoju dwie butelki piwa. Dlaczego się tego spodziewałem? Razem z blondynem usiedliśmy na podłodze pomiędzy łóżkami i otworzyliśmy swoje napoje. 
- Gdzie jest Alfie? - spytałem od niechcenia. Potrzebowałem czegoś, co odciągnie moje myśli od Patrici i tego co się wydarzyło. Nie chciałem o tym zapomnieć, ale chciałem zrozumieć zachowanie rudej. W jednej chwili wykrzykiwała w moją stronę najgorsze obelgi, a zaraz potem mnie całowała. Tak. Dobrze pamiętałem. To ona pocałowała mnie pierwsza.  
Jerome upił łyk piwa i wzruszył ramionami.  
- Poszedł chyba gdzieś z Amber - odpowiedział - A co, aż tak ci jest potrzebny do szczęścia? - Uniósł jedną brew i wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. Starałem się zignorować jego uwagę, więc po prostu wzruszyłem ramionami. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy powoli opróżniając butelki. 
Clarke wydawał się być taki poukładany... Jak wszyscy tutaj. Znał swoje miejsce i swoją rolę. Wiedział czego chce. Jego życie musiało być idealnie. Łatwo wyobraziłem sobie nowocześnie umeblowane mieszkanie w jakimś wieżowcu w centrum miasta. Ojca biznesmena, matkę prawniczkę i Jeroma. Czy tak wyglądało jego życie przed tą szkołą? Był szczęśliwym dzieciakiem z kochającą go rodziną?
- Więc co oblewamy? - wyrwał mnie z rozmyślań. Sam tak naprawdę nie wiedziałem, co robiłem. Po prostu miałem ochotę się napić. Chyba musiałem odpocząć od ciągłego rozmyślania o Sweecie i użeraniu się z Gadułą. Wzruszyłem więc ramionami i upiłem  łyk napoju. Nie miałem pojęcia co to było, ale było gorzkie. Nie przeszkadzało mi to. Podczas znajomości z Joe'em piłem o wiele gorsze rzeczy.
- Powinniśmy zrobić imprezę – rzuciłem. Pomysł wpadł nagle, ale wydał mi się naprawdę kuszący. No bo... czemu nie? W Stanach na imprezy chodziłem w każdy weekend. A tu? Nie było jeszcze ani jednej. Nawet z okazji rozpoczęcia roku. - Taką głośną. Z mnóstwem ludźmi. Z mnóstwem dziewczyn. W ten weekend. Dasz radę skombinować alkochol? Ja zajmę się ludźmi...
- Nie tak szybko – Jerome był denerwująco spokojny. Jakby nic go nie obchodziło. Pewnie miało to swoje zalety, ale w tej chwili... Miałem straszną ochotę go uderzyć. - Victor nigdy nam na to nie pozwoli. Podejrzewam, że jest tu właśnie po to, żeby psuć nam dobrą zabawę.
Jerome miał rację. Miałem przyjemność poznać Victora już dostatecznie dobrze by wiedzieć, że nie jest fanem hucznych imprezek. Za tańczenie w holu musiałem czyścić toalety... Nigdy nie sądziłem, że kara może być nieadekwatna do winy. No bo co to jest, tańczenie w holu?!
Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl. Gdybym żył w jakiejś kreskówce, w ułamku sekundy nad moją głową pojawiłaby się zapalona żarówka.
Uśmiechnąłem się do Jerome i widziałem, jak chłopak unosi jedną brew w zaciekawieniu.
- Przecież Victor nie musi o niczym wiedzieć...

Ach lunch... Jedna z czterech moich ulubionych pór w ciągu dnia. Siedziałem w szkole, w sali teatralnej, jak to wszyscy mówili. I to chyba tylko dlatego, że jedną czwartą wolnego miejsca zajmował tu drewniany podest, nazywany przez resztę uczniów sceną. 
Wszyscy chyba całkiem lubili to miejsce, bo wciąż widywałem tu mnóstwo ludzi. Niektórzy siedzieli na dużych, czerwonych kanapach, inni na scenie, a jeszcze inni po prostu stali podparci o parapet, lub krawędź fotela. 
W pewien sposób rozumiałem, co inni widzieli w tym miejscu. Było najbardziej domowe w całej szkole.  
Chyba po raz pierwszy siedziałem tam z prawie całym domem. Nie był tylko Patrici i Joy. Zdawało mi się, że Gaduła unika mnie od jakiegoś czasu, ale też nie miałem kiedy zwrócić na to szczególnej uwagi. Moje myśli krążyły wokół podsłuchanej rozmowy dyrektora.  
- Sądzicie, że pan Winkler na prawdę ma zamiar wrócić? - rzuciła Nina odłamując z tabliczki kawałek czekolady. Nie byłem zbyt zaabsorbowany rozmową reszty mieszkańców, ale wydawało mi się, że w głosie brunetki usłyszałem nutę strachu. Kim był ten Winkler? I dlaczego Nina miałaby się go bać? Czyżby był jeszcze gorszym nauczycielem niż reszta?
- Cała szkoła już o tym mówi - podjął Fabian - Mam nadzieję, że to tylko plotka. 
- Nie rozumiem. - odezwała się Mara patrząc na wszystkich - Wydawało mi się, że lubicie pana W. Jego lekcje zawsze były ciekawe. 
Nina, Fabian, Amber i Alfie zerkali na siebie przez chwilę, jakby spojrzeniami próbowali coś uzgodnić, ale ostatecznie nikt się nie odezwał. 
Ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się mimo woli gdy okazało się, że dzwoni Monica.  
Bez słowa odszedłem od reszty grupy i odbierając, zacząłem szukać jakiegoś cichszego miejsca. 
- Eddie! - usłyszałem głos w słuchawce - Ale ja się za tobą stęskniłam. 
- Dzwoniłaś wczoraj - odparłem, choć nie mogłem zaprzeczyć, że również się stęskniłem. Nie tylko za nią. Za wszystkimi.  
- Jak tam twoje wielkie śledztwo? Niech zgadnę, wciąż coś cię rozprasza? 
Nagle poczułem ogromną chęć objęcia mojej przyjaciółki. Kochałem jej bezpośredniość. To, że nigdy nie owijała w bawełnę.  
- Chyba masz rację. Po części. Nie wiem, co mam robić. Matka nie chce mi nic powiedzieć. Mówi, że to nie jest istotne, ale dla mnie jest. 
-Wiem Eddie. 
Zapadła cisza. Przez chwilę ze słuchawki dochodził mnie tylko szelest oddechu Monici, aż w końcu ona znów się odezwała. 
- Kiedy wracasz?  
- Kiedy odkryję prawdę. 
- To może potrwać wieczność! Nie możesz po prostu... odpuścić? Wynajmij jakiegoś detektywa, który się tym zajmie, a ty zajmij się powrotem. 
- Nie mogę M. Chodzi o moją matkę. Muszę to załatwić sam 
- Ależ ty jesteś uparty!
- Za to chyba mnie kochasz, prawda? - nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wyobraziłem sobie, że i ona się uśmiecha, a po chwili, dobiegł mnie jej śmiech. - Chyba masz rację. To do jutra Ed. Zadzwonię kiedy będę mogła.
I się rozłączyła.
Zacząłem się zastanawiać, co mam teraz zrobić w sprawie mojej matki. Czy była jakaś szansa, żebym znalazł coś w gabinecie Sweeta?



     →


Jest beznadziejny.
Beznadzieja beznadziei. Ale hej, znalazłam go gdzieś na komputerze... więc czemu by nie wstawić?
A może nawet... czemu by nie podjąć tej historii na nowo? :3 Jak już mówiłam, niewiele pamiętam z tego co CHCIAŁAM tu zrobić... ale coś jednak w głowie pozostało. Nie wiem jak to będzie, ale postaram się pisac to dalej... Choć pewnie i tak nikt nie przeczyta. :D
Więc... Do widzenia tylko na dziś. Nie na zawsze.

5 komentarzy:

  1. Przypadkowo weszłam na bloggera (a jakże dawno był ostatni raz) i tu taka niespodzianka :) "Łołoło serio?".
    Ten rozdział przypomniał mi jak miło mi się Ciebie czytało, jak przystępna i ciekawa jest historia, którą tworzysz. Nie pogardzę, nie pogardzę kolejną częścią :)
    Jak dawno nie widziałam nic z Anubisem. Szczerze? Średnio ( prawie wcale) pamiętam ich charaktery. Chyba pewnego dnia należałoby zrobić maraton. W każdym razie, bardzo miło ( hmm czy to nie minęło już z 2,5 roku) po zakończeniu przygody z Anubisem, zobaczyć że to jeszcze żyje, choć malutka część( moja część umarła śmiercią naturalną).
    Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała swoją opowieść :) Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... ja też raczej niewiele pamiętam z całego tego świata który stworzyłyśmy na bloggerze :D Ten rozdział znalazłam na dysku więc... czemu by go nie dodać? Choć po przeczytaniu go, coraz bardziej korci mnie do wznowienia historii :3
      Ehh... miałam tyle planów co do niej :P

      Usuń
  2. Pisz dalej :)) Ja też wznowiłam swoje opowiadania, które teraz znajdują się na blogu www.peddieeforever.blogspot.com, a wcześniej na peddieforever.blogspot.com Świetny rozdział i jeszcze raz zapraszam do mnie http://peddieeforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoo, ale mega! Pisz dalej, błagam! <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy