15.06.2015

Kiedy zgasło słońce - Chapter 5




She don’t leave makeup
After her kiss
All the boys at night think that she’s theirs
All the secrets that you keep
Might get spoken while you sleep


Wskazówki zegara nieznośnie wolno przesuwały się wokół tarczy. Minęło zaledwie dziesięć minut... A ja czułam się, jakby to była cała wieczność. Głowę, od środka rozsadzał mi okropny ból. Może to kwestia zmiany pogody? A może złapałam jakiegoś wirusa? A może była to tylko kolejna wymówka, żeby nie skupiać się na lekcji? Kto to wie?
Zerknęłam na tablicę. Słowa po angielsku i francusku wyglądały kompletnie obco. Jakbym nie znała znaczenia żadnego z nich. Równie dobrze, nauczycielka mogła pisać po chińsku. 
Westchnęłam zrezygnowana i przeniosłam wzrok na swój pusty zeszyt. Nie zapisałam nawet tematu. „Co za strata czasu” przemknęło  mi przez myśl. Po co miałam tam siedzieć skoro na sprawdzian i tak będę uczyła się z podręcznika lub notatek Mary? Rozejrzałam się po klasie. Prawie nikt nie zwracał uwagi na to, co mówi nauczycielka. Niektórzy podawali do siebie liściki, inni po cichu rozmawiali, jeszcze inni wysyłali sms-y. Mało kto notował nowe sformułowania, z których zapewne nauczycielka miała zamiar pytać na następnej lekcji.
- Podobno mamy mieć nowego nauczyciela. Pan Winkler podobno już tutaj uczył... - usłyszałam za sobą stłumiony szept. Momentalnie odwróciłam się za siebie i spojrzałam w oczy jednej z siedzących za mną dziewczyn. Ta, która zwróciła moją uwagę miała pomarańczowo rude loki, które mimo usilnych starań, wciąż uwalniały się z ciasnego koka. Jej niewiarygodnie zielone oczy wpatrywały się we mnie z lekkim zmieszaniem.  Nie miałam pojęcia, jak ma na imię. Dopiero w tym roku przeniosła się do naszej szkoły i nie miałam okazji z nią porozmawiać. I oczywiście wcześniej, nie miałam powodów, aby zaczynać rozmowę. 
- O czym ty mówisz? - spytałam mrużąc oczy. Ruda zdawała się być nieco speszona, jej twarz nabrała nieco bardziej czerwonego odcieniu, lecz wciąż nie odrywała ode mnie wzroku. Ja również nie ustępowałam czekając na odpowiedź. Skąd miała takie informacje? Czy ktoś jej o tym powiedział? Podsłuchała rozmowę nauczycieli? To przecież było bez sensu. Jason sam mówił, że już więcej go nie zobaczę.
-Ja... nie wiem... - wybełkotała
- Dlaczego sądzisz, że Jason... pan Winkler ma wrócić? Sam odszedł w zeszłym roku. - W moich słowach i oczach było chyba odrobinę za dużo gniewu, bo ruda, automatycznie zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na twarzy i wbiła wzrok w swoje dłonie kurczowo ściskające długopis.
- Widziałam go na przerwie, jak wchodził do gabinetu dyrektora. - wyjaśniła a ja czułam, że gdyby nie krzesło na którym siedziałam, nogi by się pode mną ugięły – Po co miały iść do dyrektora, jeśli nie z prośbą o pracę?
Czułam, jak braknie mi tchu. Wpatrywałam się z obie dziewczyny, które co chwila na siebie zerkały, jakbym czekała, aż powiedzą coś jeszcze. Kilka słów wyjaśnienia, lub oznajmienie, że to tylko żart. Wiedziałam jednak, że nic więcej nie powiedzą. Udałam więc, że o czymś myślę, po czym najswobodniejszym tonem, na jaki było mnie stać odparłam:
- To niemożliwe.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie, szum w całej klasie nagle ucichł, a jego miejsce zastąpił wysoki, podniesiony głos nauczycielki:
- Patricia Williamson!
Odwróciłam się z powrotem w stronę tablicy. Przed moją ławką stała panna Sorel. 
Wysoka blondynka od tego roku zajmowała miejsce pani Andrews, która zwolniła się jeszcze podczas trwania letniej szkoły. Panna Sorel z pochodzenia była francuską i miała wrodzoną niechęć do mojej osoby. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Może dlatego, że byłam tak samo uparta i nieustępliwa jak ona?
- Nie przeszkadzam Ci? - spytała nauczycielka zakładając ramiona na piersi. Wpatrywała się we mnie swoimi lodowatymi, błękitnymi oczami, których wszyscy się boją, a ja oparłam się wygodnie o krzesło i przybrałam najbardziej obojętny wyraz twarzy, jaki potrafiłam.
- Trochę, ale proszę się tym nie martwić.
- Skoro jesteś taka skora do rozmów, to może powtórzysz, co przed chwilą powiedziałam?
Wzruszyłam obojętnie ramionami. Zdawałam sobie sprawę, że cała klasa się nam przygląda. A to, co się właśnie działo, było jedną z wielu bitew w wojnę między mną a panną Sorel. Nie mogłam przegrać. Nie mogłam okazać słabości. To mogłoby nadszarpnąć moją reputację. 
- Przerwała pani lekcję, wykrzykując moje imię. I nawet nie musiała pani tym razem zaglądać do dziennika. To się pani chwali.
Misja: pozbawić nauczycielkę woli walki i pewności siebie. Zero jeńców. Zero litości. Obie doskonale znałyśmy zasady tej gry.
- A wcześniej?
Zerknęłam na zeszyt Joy. Wiedziałam, że do tej pory uważnie zapisywała każde słowo nauczycielki. Nie spodziewałam się jednak znaleźć odpowiedzi na zadane mi pytanie. Joy, choć zawsze poukładana, ma okropny charakter pisma, którego nigdy nie udało mi się rozszyfrować.
- Zapewne coś związanego z tematem - Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy wlepiali we mnie zaciekawiony wzrok. Wiedziałam, że tylko ja umiałam zdobyć się na taką rozmowę z kimś z grona pedagogicznego i to mi się chwaliło. Podobało mi się, jak wszyscy patrzą na mnie z podziwem po wygranej „bitwie”. A i kiedy dostawałam karę, wszyscy patrzyli z aprobatą.
- Drugie ostrzeżenie, Patricio. - ostrzegła nauczycielka podnosząc rękę z wyprostowanymi dwoma palcami – Jeszcze jedno i zostaniesz po lekcjach.
Przewróciłam oczami, ale postanowiłam postarać się słuchać. Jeszcze raz rzuciłam okiem na klasę. Dopiero wtedy zauważyłam, że Miller uważnie mi się przygląda. O co mu chodziło? „Głupi Amerykaniec.” Mógłby zająć się męczeniem innej dziewczyny. Na pewno kilka w szkole jeszcze zostało. Co za idiota... A potem to ja muszę na zajęciach sportowych wysłuchiwać, jaki to on nie jest. Miałam tego kompletnie dosyć. Ktoś w końcu musiał przemówić mu do rozumu. Choć wątpiłam, czy pod tą zażelowaną fryzurką kryje się choć jedna szara komórka.
Moją uwagę rozproszył cichy, prawie niesłyszalny szept Joy:
- Co się z tobą dzieje, Patricio? 
Przyjaciółka nawet na mnie nie patrzała. Znów zajęta była przepisywaniem nowych słów z tablicy. Tylko przez ułamek sekundy zerknęła na mnie by sprawdzić, czy ją usłyszałam. Ale ja zawsze ją słyszałam. Było między nami coś na wzór więzi. Byłyśmy ze sobą połączone niewidzialną nicią. Jedna potrafiła wyczuć, gdy coś złego działo się z drugą. Choć Joy zawsze lepiej radziła sobie z odczytywaniem emocji. Dlatego, to pytanie wydało się tak dziwne w jej ustach. To ona zawsze wiedziała, co się ze mną dzieje. Ale coś się zmieniło. Wyczułam to, kiedy tylko przyjechała. Pojawiły się tajemnice. Ja nie mogłam jej powiedzieć o Sibunie. Choć nawet nie pytała. Ale to nie był mój jedyny sekret. A przecież zawsze mówiłyśmy sobie wszystko. Byłyśmy swoimi pamiętnikami. Ale przez tych kilka miesięcy, kiedy nie było jej w domu Anubisa i kiedy byłyśmy na wakacjach nazbierało się sporo rzeczy, o których nie chciałam nikomu mówić. Nawet jej. Sporo zmieniło się w moim życiu, ja się zmieniłam i nie chciałam, by ktoś, a zwłaszcza Joy, mnie teraz osądzał.
Westchnęłam teatralnie podpierając podbródek dłonią. Coraz bardziej męczyła mnie ta lekcja.
- Wszystko jest w porządku – odparłam, choć wiedziałam, że Joy nie da się zbyć tak łatwo.
- Przecież widzę, że się czymś martwisz – upierała się. Odwróciła się i wbiła we mnie wzrok. Zwykle w takich chwilach znajdowałam pocieszenie w jej głębokich, ciemnobrązowych oczach. Teraz jednak tak nie było. Jej oczy były przepełnione smutkiem i troską. - Chodzi o pana Winklera?
Nie chciałam przyznawać jej racji. Tak bardzo pragnęłam, by to pytanie nie padło. Ona przecież nie mogła poznać prawdy. Nie widziała  nas razem. Wszystko, czym się teraz martwiła, było tylko domysłami. Za to moje zmartwienia były prawdziwe. Gdyby Jason wrócił... Całe moje życie wywróciłoby się do góry nogami. Nie potrafiłabym czuć się przy nim swobodnie. A przynajmniej nie tak, jak wcześniej. Nie widziałabym już w nim mojego nauczyciela. I on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Poza tym, to by było przestępstwo. Wiedział, że nie może wrócić. Wiedział. Musiałam w to wierzyć.
- Nie - skłamałam – Nie chodzi o niego.
Widziałam, że nie do końca mi uwierzyła, więc po chwili dodałam:
- Jestem trochę zmęczona. Poza tym, ten idiota z Ameryki strasznie mnie dziś zdenerwował.
Dlaczego tak łatwo przychodziło mi okłamywanie własnej przyjaciółki? Te wakacje chyba jednak nie wpłynęły na mnie najlepiej...

- Fabian się do mnie nie odzywa – narzekała Nina spoglądając ukradkiem na swojego chłopaka. Siedziałyśmy w sali teatralnej, jak na każdej dłuższej przerwie i starałyśmy się skupić na kartkówce z chemii która nas czekała, jednak każda miała swoje zmartwienia.
- To przez tego nowego. Niepotrzebnie z nim gadałaś. Same przez niego kłopoty. - Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać o Eddiem, wiedziałam jednak, że Amerykanka nie odpuści tak łatwo. Była naprawdę przygnębiona całą tą sprawą, a ja nie byłam najlepsza w pocieszaniu.
- To nie tak... On jest naprawdę miły. To nie jego wina, że...
- Powtórz to jeszcze raz, a przysięgam, że wyślę Cię do psychiatryka.
- Nie rozumiem Patricio, dlaczego tak go nie lubisz? Rozumiem, że nie masz zaufania do nowych osób, ale to już chyba lekka przesada. - brunetka odwróciła wzrok od stojącego pod sceną Fabiana i spojrzała na mnie z uśmiechem – W pewien sposób, jesteście do siebie podobni.
Na te słowa wstałam z kanapy i bez słowa poszłam przed siebie. Nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam obok mojego starego przyjaciela rzucając książki na drewniany parkiet na wysokości moich bioder.
- Twoja dziewczyna postradała zmysły – burknęłam kiedy Rutter spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
Niechętnie przyznałam, że od poprzedniego roku, znacznie wyprzystojniał. Nigdy nie był typowym kujonem, ale teraz wyglądał, jakby mógł zdobyć każdą, i jednocześnie był miłym, słodkim chłopakiem, który przygotuje dla ciebie romantyczny spacer w świetle gwiazd. W sumie, zawsze taki był. Ale dopiero gdy poznał Ninę faktycznie się zmienił. Był bardziej otwarty na ludzi. Zmieniło się jego poczucie humoru. Był po prostu... inny. Włosy miał teraz wiecznie zmierzwione. Każdy kosmyk odstawał w inną stronę nadając mu wesoły, pociągający wygląd. Nic dziwnego, że Nina była w nim zakochana.
- Nie chcę o tym rozmawiać – odparł cicho brunet spuszczając wzrok na swoje buty. Automatycznie przewróciłam oczami i stanęłam tuż przed nim. 
- A powinieneś – syknęłam kładąc ręce na biodrach – Nie wiem, o co ci chodzi. Przecież nie wyjeżdża. Powiedziała tylko, że najpewniej po skończeni szkoły wróci do Stanów. Wiedziałeś o tym od początku! Nie możesz żądać, żeby została tutaj bez względu na wszystko. 
Fabian wciąż milczał. Przeczesał włosy dłonią, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan, po czym rozejrzał się po sali, jakby szukał drogi ucieczki. Czuł, że nie spuszczam go z oczu. Nie odważył się jednak na mnie spojrzeć.
- Zabrzmię jak Amber, ale... - zaczęłam wzdychając – jeżeli macie być razem, to i tak będziecie. Nie ważne, czy ona  wróci do domu, czy nie. 
Widziała, jak kącik ust Rutter lekko się unosi. Nie patrzał na mnie, ale nie musiał bym wiedziała, że już przeszła mu cała złość. Dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi mojego przyjaciela. Mieszkaliśmy razem, mieliśmy Sibunę, ale wciąż było coś nie tak. A w tym momencie, zaczęło brakować mi tego nieśmiałego chłopaka, którego znalazłam zapłakanego na placu zabaw.
- Piękne słowa Gaduło. - usłyszałam za sobą znienawidzony przeze mnie głos. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam prosto w orzechowo-brązowe oczy Millera. Nie znosiłam go tak bardzo,  że trudno było mi na niego patrzeć. Na jego głupkowatą fryzurę, na irytująco pewny siebie uśmieszek. - Nie sądziłem, że jesteś romantyczką. Ale skoro już to wiem, może uda mi się to wykorzystać?
Mimo woli wywróciłam oczami. 
- Czego chcesz? Mało jeszcze narobiłeś kłopotów? - rzuciłam od niechcenia nie odrywając oczu od chłopaka. Czułam się przy nim nieswojo. Bardzo nieswojo. Jednym swoim słowem, potrafił wyprowadzić mnie z równowagi. Zdawał sobie z tego sprawę, ale chyba nie aż w takim stopniu. Musiałam coś z tym zrobić. Nie mógł się dowiedzieć, że ma nade mną taką władzę. To by było nie do zniesienia. Stałby się jeszcze bardziej zadufany w sobie. A to tylko spotęgowałoby moją złość.
Blondyn przestał się uśmiechać i ściągnął brwi. Pierwszy raz widziałam go takiego. Jakby naprawdę się przejmował. Jakby jego mały móżdżek pojmował, że wcześniej powiedział o kilka słów za dużo.
- Chciałem przeprosić Fabiana. - odparł, ale nie patrzył już na mnie. Swój wzrok utkwił w chłopaku stojącym za mną. - Nie chciałem, żeby tak wyszło.
Na chwilę zapadała cisza. Czułam, że to sprawa między nimi, że nie powinnam się wtrącać, a jednocześnie nie potrafiłam się odsunąć. Chciałam go bronić. Jako mojego najbliższego przyjaciela. Jako członka mojej rodziny. 
Napięcie między współlokatorami było wręcz namacalne. Powietrze stało się ciężkie, ciążyło mi w płucach utrudniając oddychanie. Wszyscy wokół zdawali się jednak tego nie zauważać. 
- To ja zawaliłem. Nie powinienem był tak reagować. - odezwał się w końcu Fabian niepewnym głosem. Jakby dopiero próbował te słowa. - To moja...
- Nie – przerwałam brunetowi zwracając na siebie uwagę również blondyna. Patrzyli na mnie, akby dopiero teraz uświadomili sobie, że wciąż tam stałam. - To jest wina Eddiego. Gdyby trzymał gębę na kłódkę i gdyby, zapewne, nie próbował poderwać Niny, nic by się nie stało.
- Ja wcale nie próbowałem... - starał się tłumaczyć Miller, ale znów się wtrąciłam.
- Tak. Jasne. Czyli nie chwaliłeś jej wyglądu? Nie mówiłeś, jakby to super było zamieszkać w tym samym mieście, co ona?
- To się nazywa konwersacja. - Eddie znów był przybrał pozę luzaka i wzruszył ramionami z zawadiackim uśmiechem – Ale co ty możesz o tym wiedzieć?
Czułam, że moja twarz robi się czerwona ze złości. On musiał to zauważyć, bo jeszcze bardziej się. Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie boleśnie wbiły mi się w skórę. Nie odrywałam jednak wzroku od głupich, brązowych oczu chłopaka, które zdawały się zrobić nieco ciemniejsze.
- Wiem, że ta „konwersacja” dobiegła już końca. - warknęłam, po czym wzięłam swoje książki i pociągnęłam Fabian an drugą część sali.

Jak mogłam okazać się taka słaba? Przez cały dzień, Eddie bez najmniejszego problemu wywoływał u mnie tak wielką złość, że graniczyła ona z furią. Dlaczego? Zwykle, na jego zaczepki reagowałam niechęcią i obojętnością. Może czasem lekką irytacją. Dlaczego więc dziś, buchałam ze wściekłości?
Po powrocie do domu postanowiłam wziąć szybki prysznic. Dzień był ciepły i duszny, co tylko spotęgowało ogólną irytację.
Umyłam włosy, zmyłam i nałożyłam nowy makijaż i, co najważniejsze, założyłam czyste ubrania. Zarzuciłam na siebie zwykły czarny t-shirt z poobcinanymi rękawami, który wciągnęłam w jasne, dżinsowe spodenki z podwyższonym stanem. Nie było w tym stroju nic niezwykłego, ale idealnie pasował do pogody i do mnie.
W pokoju zastałam Mare i Joy uczące się do pierwszego w tym roku, sprawdzianu z angielskiego. Bardzo chciałam się do nich przyłączyć. Wręcz powinnam to zrobić. Nie miałam na to jednak siły. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do salonu. Z tego co wiedziałam, Nina, Fabian, Amber i Alfie wyszli na wspólną randkę. Nie bardzo potrafiłam to sobie wyobrazić, ale przynajmniej gwarantowało mi to pełen spokój. Ostatnie czego teraz chciałam, to rozmowa z Amber, lub wygłupy Alfiego. Było mi na to po prostu za ciepło. 
Wdzięczna za każdą minutę ciszy, usiadłam na kanapie. Zaczęłam zastanawiać się, co teraz ? Miałam ochotę położyć się, włączyć głośno muzykę i niczym się nie przejmować. Już wyjmowałam z kieszeni mój telefon, kiedy usłyszałam za sobą czyiś głos:
- Spragniona?
Przed moją twarzą pojawiła się szklanka z żółtym, gazowanym płynem. Kątem oka zobaczyłam, że Eddie okrąża powoli kanapę, wciąż trzymając przede mną napój. Przewróciłam oczami i odwróciłam się, by na niego nie spojrzeć. Chciałam mieć spokojne popołudnie, on mi tego nie popsuje.
- Nie – warknęłam. Miller wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i jednym łykiem wypił prawie pół szklanki soku. Odłożył resztkę na stół, i dalej mi się przyglądał. Zaczynała irytować mnie ta sytuacja. Nie wiedziałam, czy czegoś chce, czy próbuje mnie tylko zdenerwować, czy może po prostu mu się nudzi. 
Mimowolnie, również zaczęłam mu się przyglądać. Mokre pasma włosów opadały mu na oczy. Woda kapała biały t-shirt z logo jakiejś szkolnej drużyny, zostawiając niewielkie plamki na materiale. Miał na sobie zwykłe, ciemne, nieco przetarte dżinsy. Nagle uświadomiłam sobie, że mimo upałów, on zawsze miał na sobie długie spodnie. Szybko jednak odsunęłam od siebie tę myśl. „I co z tego?” pomyślałam i zaczęłam przeszukiwać listę utworów w poszukiwaniu ulubionej piosenki. Stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie ignorowanie blondyna.
- Jesteś dziś jakaś rozdrażniona. Dlaczego? Chcesz o tym porozmawiać? - znów odezwał się Eddie poważnym tonem. Wiedziałam jednak, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Widziałam to w jego oczach, w których igrały iskierki rozbawienia.
Westchnęłam głośno znów przewracając oczami.
- Nie masz nic lepszego do roboty? - zapytała wstając. Nie chciałam słyszeć jego odpowiedzi. Mało mnie obchodziła. Wyszłam na korytarz i przystanęłam. Nie chciałam iść do pokoju bo to oznaczało by naukę. Ale akurat wtedy nie miałam się gdzie podziać. Nikogo innego nie było w domu. 
- W sumie to nie - dobiegł mnie z salonu głos Amerykanina. Nim zdążyłam się ruszyć z miejsca, on już było obok mnie. Opierał się, niby od niechcenia, o poręcz schodów i wpatrywał się w jakiś niewidzialny punkt na jednej ze ścian. - Wiesz, byłem dziś trochę zajęty i nie miałem okazji umówić się z nikim.
- Jesteś obrzydliwy – rzuciłam i ruszyłam w stronę kuchni. 
W połowie drogi Eddie zatarasował mi drogę. Oparł się o ścianę i leniwym wzrokiem wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
- Tylko ty tak uważasz. - westchnął, jakby zmęczony. W jego oczach dostrzegłam błysk i już po chwili stał pochylony nade mną, jedną ręką wciąż podtrzymując się ściany tym samym zagradzając mi przejście. - Choć sądzę, że to też jest kłamstwem.
Działał mi coraz bardziej na nerwy, a od jego perfum zaczynała boleć mnie głowa i zaczęłam odczuwać lekkie mdłości.
- Też? - zdziwiłam się. „Co on wie?” pomyślałam. W mojej głowie zaczęły tworzyć się kolejne scenariusze. Eddie znajdujący zapiski Fabiana dotyczące Kielicha. Przeglądający kolejne kartki z zapasikami na temat Sibuny. Poczułam, jak kolana się pode mną uginają. Czułam, jak kręci mi się w głowie. Zaczęłam panikować. Co mu powiedzieć? Jak zareagować? Przyznać się? Próbować wmówić jakąś historyjkę? Udawać, że o niczym się nie wie?
Czekałam na jego wyjaśnienia. Byłam zdana na to, co zechce mi powiedzieć.
- Przejrzałem cię - powiedział zniżając głos, a we mnie uderzył kolejny potok pytań – Udajesz wredną, nieprzystępną. Odstraszasz od siebie ludzi, żeby nie mogli Cię zranić, żeby nie odkryli, jak delikatna jesteś.
Przez chwilę stałam bez ruchu nie wiedząc co zrobić. Jego słowa do mnie nie docierały. „O czym on mówi?” przewinęło mi się przez myśl „Jaki to ma związek z Sibuną?”. I wtedy to do mnie dotarło. On o niczym nie wiedział. Po prostu myślał, że mnie rozgryzł. Że wie, kim jestem. Że po kilku tygodniach irytowania mnie swoją osobą, odkrył moją prawdziwą naturę. Uśmiechnęłam się, po trochu z ulgi, po trochu z gorzkiego rozbawienia. Spojrzałam na niego najbardziej niewinnym wzrokiem, jaki mogłam z siebie wykrzesać w jego obecności.
- Nic o mnie nie wiesz - szepnęłam. – Nie odstraszam od siebie ludzi. Oni sami uciekają. Taki już mam charakter - Ruszyłam przed siebie chcąc go wyminąć, ale zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy. Dostrzegłam w nich zdziwienie, ale i rozbawienie. Zbliżyłam się do niego tak, że musiałam unieść twarz, by móc dalej świdrować go wzrokiem.
- I na pewno, na sto procent, nie jestem delikatna.
Wyminęłam go, i ruszyłam w stronę kuchni. Nie zdążyłam jednak zrobić nawet pięciu kroków, gdy znów usłyszałam jego głos. Bardzo blisko mnie. Za blisko. Tak, że praktycznie czułam jego oddech na karku.
- Jak więc wytłumaczysz, że pierwszymi twoimi słowami skierowanymi do mnie było „idiota”?
Obróciłam się na pięcie prawie uderzając z klatkę piersiową chłopaka nosem. Spojrzałam w górę. Wpatrywał się we mnie oczami tak ciemnymi, że wydawały się czarne. Jego usta były nieruchome. Nie śmiał się. Nie nabijał ze mnie. Stał tam, a ja nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo niepokoi mnie jego spojrzenie.
- Po prostu jesteś idiotą. Co tu tłumaczyć? - syknęłam.
Zmrużył oczy. Wciąż mierzył mnie wzrokiem, a ja wciąż stałam tak blisko niego, że ledwo mogłam oddychać, czując jego drażniący zapach. Nie mogłam się jednak odsunąć. To by oznaczało przegraną. A to by było jeszcze gorsze. Chełpiłby się zwycięstwem. A ja, pełna złości, znów zaczęłabym rzucać przedmiotami. „O nie, nie tym razem.”
- Nie wierzę Ci – odparł po chwili prawie tak samo jadowitym tonem jak ja.
Zapadła cisza. Coś było nie tak. Czułam to. Kątem oka widziałam, jak Miller wciąga powietrze w płuca i je tam zatrzymuje. Ze zdziwieniem odkryłam, że robię to samo. 
Wszystko trwało ledwie ułamek sekundy i nawet nie zauważyłam, jak stanęłam na palcach i przywarłam ustami, do ust blondyna. Zarzuciłam mu ręce na uszyję, a on objął rękami moje biodra. Pocałunki nie były delikatne. Były długie i zachłanne. Eddie przygwoździł mnie do ściany, a jego ręce błądziły wzdłuż mojej talii. Nagle przestał mi przeszkadzać jego zapach. Ledwie go zauważałam. Nie myślałam kompletnie o niczym. Jakby ktoś mi wyłączył mózg. Zatopiłam palce we wciąż mokrych włosach Eddiego i lekko pociągnęłam. Chłopak wydał z siebie zduszone mruknięcie, ale nie oderwał się od moich ust. Zamiast tego zrobił krok do tyłu, ciągnąc mnie za sobą. Po chwili ugiął nieco kolana i podniósł mnie. Oplotłam go nogami i zsunęłam ręce s powrotem na jego kark mimowolnie gładząc kciukami skórę na jego szczęce. 
Poczułam, jak Eddie obraca się, i już za chwilę uderzyłam plecami o drewniane drzwi pokoju. Jęknęłam cicho z bólu, lecz pocałunek stłumił ten dźwięk. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Jedną ręką blondyn krążył między moimi biodrami, talią, plecami i znów talią. Drugą położył na moim nagim udzie i gładził je, przesuwając dłoń, do obejmującego go kolana i z powrotem do biodra. Każde dotknięcie jego dłoni przyprawiało mnie o mrowienie w tym miejscu, jednocześnie czułam, jak moja twarz robi się coraz bardziej czerwona.
To było absurdalne. Dlaczego jego dotyk tak mnie podniecał? Przecież jeszcze minutę wcześniej, miałam ochotę rozerwać go na kawałki.
Nagle dłoń na mojej nodze znieruchomiała. Eddie pocałunkiem, jeszcze mocniej przycisnął mnie do drzwi, po czym ręką z moich pleców zaczął szukać klamki w drzwiach. Robił to wszystko nie przestając mnie całować, aż w końcu drzwi ustąpiły, a my niezgrabnie wsunęliśmy się do pokoju.



     


Ha! Kto ma najlepsze na świecie poczucie humoru?
Kolejny rozdział za rok :P
A tak na serio... Przeglądałam komputer, natrafiłam na ten rozdział i pomyślałam, że słabo byłoby się nim nie podzielić, nawet, jeśli nikt go nie przeczyta.
Zdaję sobie sprawę, że nikt nawet nie pamięta, co było w poprzednich rozdziałach... Nie martwcie się, ja też nie :D

4 komentarze:

  1. PRZECZYTAŁAM WSZYSTKIE ROZDZIAŁY
    No żeby nie było że nic nie pamiętam. Teraz dopuki wiem co się dzieje proszę o następny rozdział :D Mam nadzieje że znajdziesz gdzieś kolejny.
    Kilka błędów było ale ka się tam o to nie czepiam bo rozdział wypadł niesamowicie! Nie spodziewałam się takiego zakończenia, które jeszcze bardziej trzyma w napięciu!
    Jak przeczytałam twój rodziła to zdałam sobie sprawę z tego że naprawdę tęsknię za tym serialem więc obejrzę go sobie później, jak skończę nadrabiać prison break
    Tęskniłam za twoimi opowiadaniami! Zawsze były ciekawe i bardzo szybko się je czyta.
    Serio liczę że niedługo dodasz następny rodziła bo jak nie to znajdę cię, włamie sie na twój komputer i sama dodam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Moje komentarze jak zwykle nie mają sensu więc przymruż oko na moje błędy i domyśl się co za słowo powinno tam być xdd
      *rodziła= rozdział
      Kocham cię mój słowniku w telefonie!

      Usuń
    3. Bosz. Jak ja za tobą tęskniłam :P
      Spoko, ja sama nie pamiętam, co się tam działo i dlaczego :D
      Niestety, kolejnego rozdziału może nie być, bo jak resetowałam komputer, to straciłam chyba pół rozdziału który był napisany... buu :c
      Ale może coś mnie jeszcze kieydś trafi i napisze ciąg dalszy? "Kiedyś..." :P

      Usuń

Obserwatorzy